Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta tę nazwę? Krakowski zespół Albion wydał przed 10 laty bardzo dobra płytę narobił sporo zamieszania w rodzimym świecie art rocka, koncertował wspólnie z Quidamem i Areną, przebił się do krajowej czołówki progresywnego gatunku i... tak szybko jak zaistniał, tak samo zniknął na długie, długie lata. I gdy wydawało się, że Albion to już zamknięta na zawsze karta historii, zespół niespodziewanie dokonał swoistej reaktywacji i przymierzył się do drugiego początku. Wydając płytę „Wabiąc cienie” powrócił w trochę zmienionym składzie (na wokalu Katarzyna Sobkowicz – Malec, na perkusji Rafał Paszcz), ale w tym samym stylu i klimacie. Stylu, o którym decyduje trzech muzyków: Krzysztof Malec (k), Paweł Konieczny (bg) i przede wszystkim Jerzy Antczak (g). To oni nadają ton całej płycie, to ich gra buduje atmosferę, to oni umiejętnie rozkładają akcenty, to oni kreują nastroje pełne barwnych gitarowo – syntezatorowych dźwięków, ładnych melodii i wpadających w ucho refrenów, śpiewanych przez Katarzynę z prawdziwym wyczuciem. Nie spieszą się przy tym, proponują spokojną, łagodną, bardzo nastrojową odmianę art rocka, zawieszoną gdzieś pomiędzy balladowymi propozycjami Quidamu, Satellite i Anamor. Potrafią przy tym prawdziwie intrygować („Wolna”), poruszyć do głębi (gaworzenie dziecka i prześliczna gitara w „Bieg po tęczy”), cudownie koić („Cienie”). 7 nagrań, wśród których nie sposób znaleźć słabego. 50 minut muzyki, spośród których żadna nie nuży. To nie tylko dobra, to bardzo dobra płyta. Dobrze, że wrócili.
Albion - Wabiąc cienie
, Artur Chachlowski