Pod nieco wyszukaną nazwą „Vangough” kryje się muzyczny projekt amerykańskiego muzyka Claya Withrowa. Czytelnicy i Słuchacze MLWZ.PL znają go z wydanej przez dwoma laty solowej płyty „Dissonance Rising”. Tym razem Clay prezentuje się prog rockowej publiczności ze swoim zespołem, który tworzą muzycy, z którymi poznał się niedawno w Oklahoma City Guitar Center. Brandon Lopez to niezwykle uzdolniony i wszechstronny perkusista, a Abe Hartley w finezyjny sposób obsługuje instrumenty klawiszowe. Clay Withrow odpowiedzialny jest za wszystkie wokalne i gitarowe partie, które słyszymy na tym bardzo długim (75 minut) albumie.
Niech długość tej płyty nikogo nie przeraża. Owszem, rozmiary niczego sobie, ale znajdziemy na „Manikin Parade” tyle wspaniałej i różnorodnej, a przede wszystkim doskonale zagranej muzyki, że nie sposób ani przez moment się nudzić. Clay Withrow i spółka zabierają nas w fascynującą podróż w krainę wiecznie zmieniających się muzycznych klimatów i nastrojów. Całość jest mocno zakotwiczona w progresywno-metalowej stylistyce, ale od razu informuję: Vangough nie wpisuje się w grono kolejnych naśladowców stylu znanego z płyt Dream Theather, Iron Maiden czy Metalliki. Nasi bohaterowie zdecydowanie wyłamują się z tych sztampowych kanonów, którym hołdują liczni naśladowcy wielkich gwiazd metalu, a w muzyce Vangough jest sporo miejsca na niezbędną przestrzeń, powiew świeżości i, jak już wspominałem, na niezwykłą wręcz różnorodność melodyczną. A przy tym wszystkim płyta „Manikin Parade” w ogólnym wydźwięku okazuje się bardzo spójna. Pierwiastek „metalu” w muzyce grupy Vangough zaznaczony jest przez zdecydowanie i mocno brzmiące gitary. Ale nie tylko one wyznaczają kierunek muzycznych zainteresowań zespołu. Na „Manikin Parade” mnóstwo jest fantastycznych orkiestracji, lirycznych dźwięków fortepianu, partii smyczkowych, a także doskonałych partii wokalnych śpiewanych przez Withrowa mocnym, wyrazistym głosem. Pełno tu ciekawych melodii, świetnych aranżacji oraz obfitość bardzo dobrych pomysłów formalnych. Rozmach na naprawdę szeroką skalę.
Płyta rozpoczyna się niczym huragan, od niezwykle efektownego, zagranego na początek utworu „Estranger”. Mamy tu świetny motyw grany na fortepianie, nerwowy rytm oraz ciężkie brzmienie gitar skontrastowane z lekkim, zwiewnym wokalem. Wstęp – marzenie. Drugie na płycie, nagranie tytułowe, to jeszcze większe podkręcenie tempa. Ale nie jest to żadna metalowa młócka. To bardzo przemyślane, pełne przestrzeni i lirycznych momentów, mocne rockowe granie. Jeżeli już muzykę grupy Vangough określamy mianem „progresywnego metalu”, to trzeba mocno akcentować składnik „progresywności” muzyki tego zespołu. Świadczy o tym chociażby kolejny na płycie, utrzymany w mrocznej stylistyce spod znaku Pain Of Salvation, utwór zatytułowany „Christmas Scars”. Nawet głos Withrowa upodabnia się tutaj do Daniela Gildenlowa. Jeszcze dalej grupa Vangough idzie w umieszczonym na płycie z indeksem nr 4 nagraniu „Handful Of Dreams”. To minimalistyczna (choć trwająca prawie 6 minuty) ballada, w której prym wiedzie gitara akustyczna i delikatny wokal z dyskretnym syntezatorowym podkładem w tle. Dopiero pod koniec tego utworu wchodzi drapieżna gitara, która przeistacza to nagranie w hymn o podniosłym charakterze.
Tego typu niespodzianek jest na tej płycie więcej. Jest fortepianowa miniaturka „Bricolage Theater”, jest rewelacyjne trzyczęściowe nagranie „The Twilight” (część druga, której podtytuł to „Gabrielle”, jest uroczą piosenką o miłości utrzymaną w chwytającym za serce stylu), akustyczno-orkiestrowe instrumentalne nagranie „Dance Of The Summer Mind”, solidna prog rockowa ballada „One Dark Birthday” oraz bardzo liryczny, nieomal poetycki finał płyty w postaci połączonych ze sobą utworów „Halcyon Days” i „The Cosmic Bus Stop”. Zresztą im bardziej przesuwamy się bliżej końca albumu, tym mocne brzmienia ustępują pola spokojnym, lirycznym dźwiękom. Pierwiastek art rockowy coraz bardziej zaczyna brać górę. Ciekawy to zabieg, który zdecydowanie wpływa na pozytywny odbiór tego długiego, ale bynajmniej nie nużącego, albumu.
„Manikin Parade” to bardzo udana płyta. Trzyma w napięciu, przykuwa uwagę odbiorcy od pierwszej do ostatniej minuty i, pomimo swoich sporych rozmiarów, najlepiej wypada, gdy słucha się jej w całości, od początku do końca. Nie jest to prawdziwy płytowy debiut Claya Withrowa, ale to pierwszy jego album, który ukazuje się pod szyldem „Vangough”, dlatego też pozwolę sobie przyznać tej płycie miano najciekawszego debiutu ostatniego półrocza. Tak dobrej, różnorodnej i wyrazistej płyty nowego zespołu nie słyszałem już od dawna. Polecam ją szczególnie fanom Pain Of Salvation, „progresywnego” Dream Theather, a także klasycznych mistrzów gatunku, jak Genesis, Yes i Styx. Zapraszam na MySpace, by wysłuchać próbek materiału pochodzącego z tego naprawdę udanego wydawnictwa.