Polak potrafi. Długo musieliśmy czekać na godnego polskiego reprezentanta gatunku zwanego powszechnie post metalem. Ale doczekaliśmy się. Płytę „Autoscopia: Murder In Phazes” można z czystym sumieniem postawić obok najlepszych wydawnictw grup Neurosis, Isis czy Cult Of Luna. Blindead nie tylko czerpie z najlepszych wzorców ale dodaje także swoje własne pomysły, dzięki czemu całości słucha się znakomicie. Piekielnie ciężkie gitary oraz potężna sekcja rytmiczna łączą się z intrygującymi elektronicznymi samplami, a gdy dodamy do tego przeszywający głos wokalisty to uzyskamy zupełnie porażający efekt końcowy. Trzeba zaznaczyć również, iż jest to album w który trzeba się naprawdę dobrze wsłuchać. Dopiero wtedy jesteśmy w stanie docenić wszystkie jego walory oraz ogrom pracy muzyków.
Krążek składa się z siedmiu tematów muzycznych:
Phaze I: Enlightenment. Początkowe stonowane elektroniczne sample autorstwa Bartosza Hervy’ego są tylko ciszą przed burzą, która nadciąga w okolicy trzeciej minuty. Patryk Zwoliński pokazuje spore umiejętności wokalne przechodząc od „normalnego” śpiewu do charyzmatycznego krzyku, którym to post metalowi wokaliści posługują się bardzo często. W piątej minucie następuje wzmocnienie brzmienia, które w pewnych momentach osiąga wręcz „sepulturową” moc. Kapitalne, potężne zakończenie.
Phaze I: Abyss. Druga część fazy pierwszej. Zaczyna się od powolnego, doom metalowego motywu, który szybko nabiera większej dynamiki. W drugiej minucie otrzymujemy chwilowe uspokojenie, podkreślone przez mówioną partię Zwolińskiego. Moment później ponownie powracamy do miażdżącego gitarowego ciężaru, za który odpowiadają Mateusz Śmierzchalski oraz Marek Zieliński. Warto też zwrócić uwagę na ciekawą perkusyjną partię autorstwa Konrada Ciesielskiego. Ostatnie sekundy to efektowny przykład gitarowego ambientu, który przywodzi mi na myśl twórczość projektu Nadja.
Phaze II: Symmetry. Faza druga rozpoczyna się od „kotłowego” rytmu, wokół którego krążą przestrzenne gitary i „zrozpaczone” nawoływania wokalisty. W drugiej minucie dźwiękowa maszyna nabiera rozpędu i dosłownie przytłacza swoją potęgą. Kilkanaście sekund później następuje kolejna zmiana tempa i wkraczamy w iście „toolowe” rejony. Moc Blindead jest porażająca.
Phaze II: Phenomena. Długa i zróżnicowana kompozycja. Sam początek to „dialog” „brudnych” gitar z przestrzennym klawiszowym tłem. W dalszej części mamy zarówno delikatne momenty, jak i chwile agresywnych uderzeń. Muzycy bardzo umiejętnie poruszają się pomiędzy skrajnie odmiennymi nastrojami, za każdym razem oferując słuchaczowi coś nietuzinkowego. Najpiękniej robi się w okolicy siódmej minuty, kiedy to gitarzyści tworzą magiczne transowe harmonie, które dodatkowo zostają wzbogacone partią akordeonu (świetny Wacław Kiełtyka) oraz masywną grą sekcji rytmicznej. Majstersztyk.
Phaze III: Blood Bond. Po tej kosmicznej wyprawie powracamy do bardziej przyziemnych dźwięków. Ale nie do końca. Nagranie posiada w sobie sporą dawkę melodii, a wokalista zdecydowanie łagodniej wyraża swoje poglądy. Do czasu. W czwartej minucie Blindead ponownie odsłania swoje ciężkie i brutalne oblicze. I po raz kolejny zachwyca. Niezmiennie. Końcowe sekundy to prawdziwa kulminacja potężnego brzmienia instrumentów, wściekłości i bólu w głosie wokalisty oraz... piękna.
Phaze III: A Nice Night For A Walk. Magii ciąg dalszy. Początkowe malownicze pejzaże niepostrzeżenie łączą się z resztą mocarnej machiny i wprowadzają słuchacza w następną niezwykłą opowieść. W drugiej minucie pojawia się pomysłowy riff gitarowy, który wspólnie z solidną sekcją rytmiczną i charyzmatycznym wokalistą tworzą intrygującą całość. I jeszcze cudowne „doomowe” zwolnienie na sam koniec.
Phaze IV. Finałowy utwór rozpoczyna się od melodyjnej gitary, która chwilę później podejmuje „współpracę” z basem Piotra Kawalerowskiego i perkusją Konrada Ciesielskiego. Z minuty na minutę robi się coraz ciekawiej: dynamiczne wejścia, niepokojące sample Hervy’ego, szepty Patryka Zwolińskiego. W okolicy szóstej minuty instrumentaliści raz jeszcze podrywają się do „ataku”, a wokalista wykrzykuje w niezwykle przejmujący sposób ostatnie słowa. Muszę wspomnieć także o kończących album ambientowych eksperymentach, które pomagają nam się wyciszyć po tych wielce emocjonalnych chwilach spędzonych z grupą Blindead.
Płytę „Autoscopia: Murder In Phazes” należy uznać za krążek bardzo udany, który powinien zachwycić wszystkich miłośników ciężkiego grania, a zwłaszcza fanów post metalu. Wspólne występy z Neurosis czy Cult Of Luna nie były przypadkiem, Blindead kapitalnie wpisuje się w stylistykę prezentowaną przez wyżej wymienione zespoły. W wielu fragmentach Polacy dorównują tuzom eksperymentalnego metalu, a często poszerzają ów gatunek o swoje własne autorskie pomysły. Oby tak dalej. Album niełatwy, wymagający skupienia, ale w zamian oferujący niezapomniane muzyczne doznania. Polecam.