Są takie płyty, które pojawiają się znikąd, a od pierwszego dźwięku doprowadzają do szybszego bicia serca. Nikomu nie znany kanadyjski zespół braci Johna i Jamesa Alarconów wspieranych przez wokalistkę Marysę Marcini i basistę Churchilla Downesa zrealizował płytę, którą pokochają sympatycy spokojnej, acz przemyślanej i inteligentnej muzyki. Czy pamiętacie pierwszą solową płytę keyboardzisty Genesis Tony’ego Banksa? „Between Day And Night” grupy Synthology ma ten sam klimat, ten sam nastrojowy wydźwięk, co wydany w 1979r. album „A Curious Feeling”. Mamy tu podobny syntezatorowy nastrój, tę samą melancholijną atmosferę i powoli budujący się klimat. Wspaniale słucha się tej muzyki. Płynie do naszych uszu niby leniwie i niepozornie, ale w efekcie wdziera się w umysł tak głęboko, że pozostaje w nim na długie godziny. Mamy tu prześliczne piosenki, jak „Abracadabra”, czy „Nosferatu”, mamy porywające kompozycje instrumentalne („The Voyage Of Dexius”). Szkoda tylko, że to tak krótka płyta. Trwa zaledwie trzy kwadranse, a chciałoby się, by magia tych wspaniałych nagrań trwała znacznie dłużej. Nie pozostaje nic innego, niż jak najczęstsze powroty do tego albumu. Nie będzie z tym kłopotu, bowiem ręka sama wędruje do klawisza z napisem PLAY. I jeszcze jedna dobra informacja. Na koniec roku grupa Synthology zapowiada kolejna płytę. Ma ona nosić tytuł „The Fairest Of Moments”. Już nie mogę się doczekać...
Synthology - Between Day And Night
, Artur Chachlowski