To już drugi album w dorobku tej kanadyjskiej grupy, na czele której stoi pianista i kompozytor całości materiału John Alarcon. Podobnie, jak wydany przed rokiem album „Between Day And Night” muzycznie przypomina on solowe dzieła Tony Banksa, a w szczególności jego niezapomniany album „A Curious Feeling”. Warstwa wokalna jest już jednak zdecydowanie jakby z innej bajki. Za mikrofonem stoi Marysa Mardini i wydaje mi się, że jej głos jest chyba najsłabszym ogniwem zespołu. Solidna sekcja rytmiczna wzmocniona perkusistą zespołu Visible Wind Lukiem Hebertem robi spore wrażenie. Podniosłe i majestatycznie brzmiące dźwięki organów to kolejny plus na koncie Synthology. I jest jeszcze jeden istotny szczegół wskazujący na krok do przodu zespołu w porównaniu z debiutancka płytą. Poszczególne kompozycje są tu znacznie dłuższe, wielowątkowe, wręcz pompatyczne. Najlepiej wypada tu trzyczęściowa tytułowa suita oraz ośmiominutowe nagrania „Seven Wonders” i „Through The Doors Of Time”. Na pewno Synthology nie należy jeszcze do ścisłej czołówki nowych grup spod znaku progresywnego rocka, ale albumem „The Fairest Of Moments” zespół ten udowodnił, że do najlepszych jest mu naprawdę niedaleko.
Synthology - The Fairest of Moments
, Artur Chachlowski