Metamorphosis - Dark

Artur Chachlowski

ImagePo zielonej („After All These Years”, 2002), pomarańczowej („Nobody Cares”, 2003), czerwono-czarnej („Then All Was Silent”, 2005) przyszła kolej na niebieską, czwartą już w dorobku szwajcarskiej formacji Metamorphosis, płytę długogrającą. Nosi ona tytuł „Dark” i można na niej zauważyć subtelną zmianę stylistyczną w muzyce tego zespołu.

No, właśnie… czy zespołu? Trudno mówić w przypadku Metamorphosis o regularnym zespole. To raczej projekt lub też formacja działająca pod jednoosobowym kierownictwem Jean-Pierre’a Schenka. Gra on na basie, instrumentach klawiszowych i śpiewa. A także gra na perkusji. Choć co do tego ostatniego mam pewne wątpliwości. Z tego co słyszę na kolejnych albumach Metamorphosis, a płyta „Dark” wcale nie jest pod tym względem wyjątkiem, Schenk komputerowo programuje instrumenty perkusyjne. Brzmią one syntetycznie i płasko, „elektronicznie”... Albo może z Schenka jest po prostu słaby perkusista?… Jakkolwiek by nie było, to właśnie brzmienie perkusji jest najsłabszym ogniwem w muzyce Metamorphosis.

Na program płyty „Dark” składa się osiem kompozycji. W większości długich, prawie dziesięciominutowych. Tylko umieszczony na końcu płyty utwór tytułowy to zaledwie trzyminutowy fragment, który pełni rolę cody i końcowego wyciszenia. Co do muzyki, którą słyszymy na tym albumie, to utrzymana jest ona w dość typowym dla Metamorphosis stylu (ci co znają poprzednie płyty, wiedzą o czym mówię), choć zdecydowanie mniej jest na „Dark” pinkfloydowskich klimatów. Charakterystyczna dla brzmienia formacji atmosfera pozostała, choć tym razem, jakby więcej w niej elektroniki. W trakcie słuchania płyty „Dark” wielokrotnie łapałem się na tym, że skądś znam podobne klimaty. Teraz już wiem, że znam je z ostatniej płyty grupy Moongarden. Weźmy taki utwór „The Fight Is Over”. Brzmi on dokładnie tak, jakby był odpowiedzią Szwajcarów na moongardenowski „Dreamlord”. W „Hey Man”, a szczególnie w jego spokojnej części, odzywają się echa Porcupine Tree. Tak więc, te pinkfloydowskie paralele wciąż są obecne na płycie „Dark”, ale nie są one już tak dosłowne jak kiedyś. Są raczej „pośrednie”. To chyba przejaw naturalnej ewolucji muzyki Metamorphosis. A jest ona na najnowszej płycie uduchowiana, medytacyjna, psychodeliczna, bywa mroczna, obsesyjnie energetyzująca, ale cały czas melodyjna z pięknymi partiami solowymi granymi na moogu i gitarze (za te drugie odpowiada nowy współpracownik Jean-Pierre’a Schenka, Olivier Guenat). Szczególnie niezwykle efektowna partia moogu umieszczona gdzieś pośrodku kompozycji „Knowing All I Do Is Worth Nothing” jest warta specjalnej wzmianki. A także partia akustycznej gitary w „Waking Up”. Też brzmi smakowicie.

Płyta jest równa i dość dobrze przemyślana. Zagrana również nienajgorzej (oprócz tej nieszczęsnej perkusji). Nad wszystkim króluje charakterystyczny, dodajmy miły w odbiorze, wokal Schenka, co powoduje, że albumu „Dark” słucha się całkiem dobrze. Pytanie, co z tej płyty pozostanie w naszej pamięci za kilka lat? Pewnie niewiele, ale przyjemny w odbiorze styl, który lansuje Metamorphosis staje się z płyty na płytę coraz solidniejszym uosobieniem spokojnej, melodyjnej, a przy tym ambitnej odmiany progresywnego rocka.

www.progrockrecords.com

www.galileo-records.com

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!