Amber Light, the - Goodbye To Dusk, Farewell To Dawn

Artur Chachlowski

ImageZawsze zastanawiam się jak zwrócić szczególną uwagę Czytelników MH na konkretny album, tak, by nie zginął on pośród gąszczu kilkudziesięciu innych recenzji naszego miesięcznika. Czy pisać, że to świetna i niepowtarzalna płyta? Łatwo wtedy pomyśleć o zwykłej egzaltacji. Czy podkreślać walory muzyczne i klasę wykonawców? Można powiedzieć, że takie opinie to rzecz gustu recenzenta. Opisywać podobieństwa do uznanych gwiazd rocka? Wtedy niesłusznie i niesprawiedliwie można komuś zarzucić wtórność i naśladownictwo. Dlatego chciałbym od razu uprzedzić wszystkich czytających ten tekst, że w przypadku „Goodbye To Dusk Farewell To Dawn” mamy do czynienia z płytą wybitną. Nieczęste to zjawisko w przypadku debiutanckiego albumu nieznanego szerokim rzeszom zespołu. Zespołu, który w dodatku związany jest kontraktem z małą niezależną wytwórnią płytową. Pochodzący z Niemiec kwartet młodych artystów proponuje bardzo nastrojową, klimatyczną muzykę. Jej atmosfera przypomina natchnione produkcje spod znaku Porcupine Tree, No-Man, Radiohead, Sigur Ros, a nawet Pendragon. Tyle, że muzyka The Amber Light jest jeszcze bardziej uduchowiona, niż Porcupine Tree, o wiele bardziej melodyjna niż Radiohead, zdecydowanie łatwiej przyswajalna, niż Sigur Ros oraz bardziej drapieżna niż Pendragon. Programowy minimalizm, spokój, wspaniała atmosfera i niesamowicie logiczna płynność – to elementy, które przebijają z każdego taktu tej muzyki. Tu nawet cisza potrafi grać. Każdy pojedynczy dźwięk ma swoje miejsce i uzasadnienie, każdy instrument gra ni mniej, ni więcej, ale dokładnie tyle, ile tej muzyce naprawdę potrzeba. Każde zaśpiewane słowo ma swój głęboki sens i znaczenie. Zachwyca powolne tempo, nostalgiczny klimat i świadomość, że to, co w tej muzyce nieuniknione i niezbędne, i tak na pewno nastąpi. I rzeczywiście, z powoli sączących się dźwięków co kilka chwil otrzymujemy nagrodę dla wrażliwych i spragnionych magicznych klimatów uszu. Ci młodzi muzycy potrafią doskonale kreować nastrój. Dlatego nazwę ich zespołu trzeba koniecznie zapamiętać: The Amber Light to bezdyskusyjnie najciekawszy debiut pierwszego półrocza 2004 roku, a jego płytowy debiut już teraz staje się mocnym kandydatem do miana albumu roku.