Threshold - Subsurface

Artur Chachlowski

ImageCo kryje się pod powierzchnią? Czy to prawda, że realny obraz rzeczywistości wykrzywiany jest przez media? Czy nasz pogląd na świat kształtowany jest głównie przez telewizję? Czy ostry i klarowny obraz po przejściu przez medialny „filtr” musi zawsze pozostać zdeformowany, brudny i pełen błota? Czy krystalicznie czysta woda pod powierzchnią musi zawsze przypominać zgniłą, zamuloną substancję? Co naprawdę dzieje się „pod powierzchnią”? O tym wszystkim snuje rozważania grupa Threshold na swojej nowej płycie „Subsurface”.

 

Threshold zawsze słynął ze swoich zaangażowanych tekstów i krytycznych tematów tak często poruszanych w swoich utworach. Kiedyś była to polityka, ochrona środowiska, eksperymenty genetyczne, wojenna przemoc, a tym razem zespół wziął się za środki masowego przekazu. Nowy album zespołu mówi o prawie do wolności całego gatunku ludzkiego, o wolności wyboru, o prawie do własnych poglądów i własnych opinii. Te głęboko przemyślane i mocno zaangażowane tematy już dawno stały się wyróżnikiem grupy. Ale przecież najważniejsza w jej twórczości jest muzyka. To ona decyduje, że z każdym kolejnym albumem Thresholdowi przybywa sympatyków, że od dłuższego czasu zespół zajmuje zasłużone wysokie miejsce na firmamencie brytyjskich wykonawców progmetalowych. I dzieje się to wszystko pomimo częstych zmian personalnych. Właściwie to na „Subsurface”, który jest już siódmym studyjnym albumem w dorobku Threshold, z oryginalnego składu pozostało zaledwie trzech muzyków: Richard West (k), Nick Midson (g) oraz Karl Groom (g). Nie od dziś wiadomo, że właśnie ten ostatni jest w głównej mierze odpowiedzialny za tak ogromny sukces zespołu. To on komponuje większość materiału, pisze teksty, jest prawdziwym liderem. Jest też przy tym szanowanym producentem i to do niego zwracają się wykonawcy takiego pokroju, jak John Wetton, Arena, czy Pendragon z prośbą o nadanie odpowiedniego szlifu ich albumom. Ponadto Karl od lat współpracuje z zespołami Shadowland, Strangers On A Train, Medicine Man, Mercy Train, Dragon Force, brał też udział w pamiętnym projekcie Casino z udziałem Clive’a Nolana i nieżyjącego już niestety wokalisty Geoffa Manna. I to właśnie on w 1988r. założył grupę Threshold. Już debiutancki krążek pt. „Wounded Land”, na którym śpiewał doskonale znany w świecie progresywnego rocka Damian Wilson, zwrócił uwagę fanów i krytyków na zgrabne, melodyjne, a przy tym epickie podejście do heavy metalu. Począwszy od płytowego debiutu Threshold w swojej ojczyźnie nie miał praktycznie nikogo równego mu stylem, klasą wykonawczą i sposobem ekspresji. Zespół umiejętnie połączył siłę i moc nurtu „New Wave of British Heavy Metal” z rozmachem i melodyką rocka progresywnego. Stał się tym samym prekursorem prog metalu na Wyspach Brytyjskich. Ale na dzisiejszą pozycję, zespół musiał ciężko zapracować. Tym bardziej, że na horyzoncie czaiły się problemy związane ze wspomnianymi już perturbacjami personalnymi w składzie. Zaraz po wydaniu pierwszej płyty z zespołem pożegnał się Damian Wilson, który postanowił szukać szans w formacji LaSalle (znalazł się też nawet na short liście kandydatów, mających zastąpić Bruce’a Dickinsona po jego odejściu z Iron Maiden). Jego miejsce za mikrofonem zajął Glynn Morgan, z którym Threshold nagrał album „Psychodelicatessen” (1994). Na albumie tym zespół pokazał jeszcze bardziej dopracowany swój unikalny jak na owe czasy styl, demonstrując przy tym ogromną swobodę w poruszaniu się po jeszcze cięższych obszarach muzyki. O zespole zaczęło być głośno. Wspólne występy z grupami Whitesnake, Dream Theater, czy Magnum przysporzyły Thresholdowi sporej popularności. Jej obrazem była entuzjastyczna reakcja publiczności, którą słychać na koncertowym krążku „Livedelica” (1995). Trzeci studyjny album „Extinct Instinct” (1997) nagrany został ponownie z Damianem Wilsonem, który niczym syn marnotrawny powrócił na łono grupy, ale jak się wkrótce okazało jego powrót był krótkotrwały. Począwszy od następnej płyty „Clone” (1998) Threshold ma aż do dzisiaj nowego wokalistę, ukrywającego się pod pseudonimem „Mac”. Jego właściwe nazwisko to Andrew McDermott. Wywodzi się on z zespołu Sargant Fury, z którym wydał nakładem wytwórni WEA trzy płyty długogrające. I trzeba przyznać, że przystąpienie „Maca” do Threshold było prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że wreszcie doszło do tak bardzo potrzebnej stabilizacji personalnej, to nowy wokalista zdecydowanie przyczynił się do wyniesienia produkcji Threshold na prawdziwe wyżyny. Można powiedzieć, że począwszy od albumu „Clone”, poprzez „Hypothetical” (2001), „Critical Mass” (2002), akustyczny „Wireless” (2003) i koncertowy „Critical Energy” (2004) Threshold stał się zespołem jedynym w swoim rodzaju. Doskonale potrafi on godzić gusta progresywnej i heavy metalowej publiczności. Wszystkie wymienione płyty cechuje pewnego rodzaju wyrazistość, która powoduje, że od pierwszego dźwięku wiadomo, że tak grać potrafi tylko Threshold. Nie inaczej jest na nowym wydawnictwie. Obok „Maca”, Grooma, Midsona i Westa słyszymy na nim perkusistę Johanne’a Jamesa oraz basistę Steve’a Andersona. Ten ostatni jest nową twarzą w zespole. Dołączył on do Threshold w ubiegłym roku, po rezygnacji współzałożyciela grupy Johna Jeary’ego. Jako godny absolwent londyńskiego Musicians Institute wniósł on do zespołu powiew prawdziwej świeżości i młodzieńczej fantazji. Słychać (i widać) było to już na tegorocznym koncertowym wydawnictwie CD/DVD „Critical Energy”, słychać to także na nowym albumie studyjnym. „Subsurface” to kolejny świetny album w paśmie doskonałych płyt zespołu. Jestem przekonany, że i tym razem oddani sympatycy grupy Threshold nie będą zawiedzeni. Co więcej, wydaje mi się, że album ten zjedna zespołowi nowych fanów, gdyż już w chwili ukazania się na rynku, „Subsurface’ został okrzyknięty Albumem Miesiąca przez kilka renomowanych brytyjskich magazynów rockowych. Wypełnia go 9, a w limitowanej edycji 10 bardzo dobrych utworów. To bardzo równa płyta, całkowicie pozbawiona słabszych momentów, utrzymana w znanym stylu wypracowanym przez długie lata działalności zespołu. Płyta posiadająca doskonale zachowane proporcje, bez dłużyzn, ze wspaniale rozwijającymi się tematami osiągającymi prawdziwe apogeum w finałowym utworze „The Destruction Of Words”, będącym idealnym punktem kulminacyjnym całej płyty. Nie sposób właściwie wyróżnić tylko tego jednego nagrania. Byłoby to niesprawiedliwe, bo jakże tu oprzeć się prawdziwemu pięknu utworu „Flags And Footprints”, prześlicznej melodyce „Opium”, potędze brzmienia „Mission Profile”, muzycznemu szaleństwu „Pressure”, czy rozmachowi „The Art Of Reason”? Wszystkie nowe kompozycje zespołu zebrane na albumie „Subsurface” są prawdziwymi prog metalowymi perłami, co całą pewnością czyni ten album jednym z najważniejszych płytowych wydawnictw 20004 roku.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!