Christmas 8

Direction - Est

Maciej Stwora

ImageKanadyjska grupa Direction powstała w 2002 roku, a płyta „Est” jest już jej czwartym wydawnictwem w dorobku. Muzyka zespołu wyraźnie osadzona jest w rocku progresywnym lat 70-tych i odnaleźć w niej można pierwiastki twórczości formacji typu Rush, Yes, Genesis, Pink Floyd, Styx czy Led Zeppelin. Kanadyjczycy nie ograniczają się jednak do powielania znanych wszystkim zagrań, lecz dodają także sporo od siebie. Otrzymujemy dzięki temu bardzo interesujący album, który przede wszystkim powinien zwrócić uwagę słuchaczy zakochanych w brzmieniu dawnych prog rockowych gigantów. Teksty śpiewane są po francusku, a opowiadają historię o wzajemnym przenikaniu się fikcji i rzeczywistości.

„Est” składa się z ośmiu utworów:

Mémoire Privée. Zaczyna się od delikatnego pianina, po którym od razu następuje soczyste rockowe wejście. Po raz pierwszy słyszymy głos Serge’a Tremblaya, który odpowiada również za partie gitary basowej i klawiszy. Warto zwrócić także uwagę na charakterystyczne „bębnienie” Jean-Claude’a Tremblaya i serię pięknych solówek gitarowych w wykonaniu Marco Paradisa.

La Fuite. Początkowy motyw do złudzenia przypomina nagrania Marillion z czasów Fisha, szybko się to jednak zmienia i „La Fuite” nabiera bardziej oryginalnego wymiaru. Serge tworzy tutaj kapitalne podkłady klawiszowe, które idealnie współgrają z „połamaną” sekcją rytmiczną. Wspomniany „marillionowy” fragment pojawia się co jakiś czas, łącząc wszystkie dźwięki w jedną całość.

Capsule. Przebojowa kompozycja. Bardzo melodyjna linia wokalna i zapadające w pamięć partie fortepianu i gitary autorstwa Paradisa. Stosunkowo „prosty” rytm perkusyjny także przyczynia się do „piosenkowego” charakteru „Capsule”.

Touriste Urbain. Drugi dość przystępny utwór, tym razem głównie za sprawą śpiewu wokalisty. Nawet jeśli słuchacz nie zna języka francuskiego to bez trudu może wtórować Serge’owi w jego opowieści. Nagranie nie jest też zbyt skomplikowane pod względem instrumentalnym. W okolicy trzeciej minuty pojawia się jednak krótki zagmatwany fragment, który przypomina odbiorcy o progresywnych korzeniach  grupy Direction.

Naufragé. Powrót do bardziej podniosłych form. Na powitanie otrzymujemy delikatną „rozmowę” wokalisty z fortepianem. Kilka chwil później słyszymy już potężne klawiszowo-gitarowe dźwięki, z których wyłania się przejmujący śpiew. W 3 minucie następuje subtelne wyciszenie z uroczym chóralnym tłem, które dość szybko jednak ustępuje miejsca mocniejszym rockowym nutom. W końcówce moją uwagę zwróciła świetna gra Tremblaya na basie, lśniąca sporym blaskiem wśród pozostałych instrumentów.

Soldat. Najdłuższa kompozycja, będąca jednocześnie najbogatszym brzmieniowo i najbardziej skomplikowanym fragmentem na albumie. Zaczyna się od „marszowego” rytmu i spokojnego wokalu. W trzeciej minucie przekształca się już w progresywne dzieło, na czele z patetycznymi klawiszami i wymyślną sekcją rytmiczną. W piątej minucie pojawia się cudowna gitara, która dodaje „Soldat” jeszcze większego uroku. Całość jest bardzo dynamiczna, z licznymi zmianami tempa i nastrojów. Można dzięki temu poznać znakomity warsztat każdego muzyka z osobna. A co najważniejsze, grając wspólnie brzmią równie fantastycznie. Słychać, że współpracują już ze sobą długie lata, uzupełniają się nawzajem i prowadzą dźwiękowe dialogi. Utwór kończy się w podobny sposób, w jaki się rozpoczął – „wojskowymi” werblami.

Soldat (Finale). Ostateczny finał „Soldat” to króciutka miniaturka, oparta jedynie o delikatne pianino i subtelny śpiew wokalisty.

Derniere Issue. Piękne nagranie na zakończenie „Est”. W pierwszej części na pierwszym planie znajduje się gitara Marco Paradisa, wokół której budowane są partie pozostałych instrumentów. Natomiast rozpoczynająca się w okolicy czwartej minuty druga część to prawdziwy art-rockowy majstersztyk. Symfoniczne brzmienie instrumentów klawiszowych, niezwykle bogata gra sekcji rytmicznej i pobrzmiewająca w tle gitara akustyczna. Patetyczne, progresywne i rewelacyjne zwieńczenie albumu.

Zespół Direction swoim czwartym krążkiem udowodnił, że jest godnym kontynuatorem twórczości wspomnianych we wstępie grup. Kanadyjczycy poszerzają ją jednak o szereg oryginalnych elementów, dzięki czemu dźwięków ich autorstwa słucha się z ogromną przyjemnością. Jeśli ktoś uwielbia zanurzać się w klimaty rodem z lat 70-tych to nie może przejść obok tej płyty obojętnie. Jest to album od fanów dla fanów tego magicznego okresu w muzyce rockowej.

www.unicornrecords.com

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok