Morse, Neal - The River

Artur Chachlowski

ImageDla Słuchaczy i Czytelników MLWZ.PL nie jest tajemnicą, że mam ogromny sentyment do twórczości Neala Morse’a. Jego piosenki w jakiś magiczny sposób idealnie trafiają w mój czuły punkt i praktycznie zawsze wywołują u mnie fale zachwytu.

Staram się jednak nie podchodzić do jego kolejnych dokonań bezkrytycznie. Wiem, że często zarzuca mu się powtarzalność i to, że nagrywa bardzo podobne do siebie płyty. Ale czyż nie jest to akurat zaletą jego twórczości? Nieważne czy Neal działa pod szyldem Spock’s Beard, Transatlantic, jako członek tribute-bandów, jako artysta solowy czy też nagrywa płyty z pieśniami religijnymi, jest on zawsze bardzo łatwo rozpoznawalny. Zawsze, w stu procentach przypadków, już od pierwszych taktów skomponowanej przez niego muzyki, można z łatwością stwierdzić, że to gra i śpiewa nikt inny, tylko sam Morse we własnej osobie. A jego ciepły, miękki głos to rzecz już nie tyle łatwo rozpoznawalna, co po prostu skarb muzyki progresywnej przełomu XX i XXI wieku i w wolnych od koncertowania oraz komponowania chwilach – jako swoisty prog rockowy wzorzec - powinien być przechowywany w Sevres pod Paryżem.

Nie ukrywam, że od zawsze mam ogromną słabość do melodii komponowanych przez Morse’a, że jego urocze piosenki zawsze wzruszają mnie do łez, że zachwycam się jego sposobem interpretacji… Powiem więcej, po wielkiej fascynacji kompozytorskim talentem Paula McCartneya (to były lata 70.), Phila Collinsa (lata 80.), Neal Morse już od blisko dwóch dekad jest moim ulubionym autorem piosenek. Prostych, łatwych w odbiorze, o czytelnym przesłaniu i ciekawie interpretowanych. Tak już mam. Nic na to nie poradzę.

Nie dziwcie się zatem mojej radości, gdy dowiedziałem się, że nakładem wytwórni Radiant Records ukazał się właśnie nowy album mojego idola: czwarty krążek w serii „Worship Sessions”, w ramach której Neal publikuje piosenki, które chwalą imię Boga. „The River” to kolekcja czternastu piosenkowych utworów, z których wszystkie są po prostu… przeurocze. Wiem, wiem… powiecie, że wszystko to już było, że podobnych utworów Morse opublikował już bez liku, że wciąż nagrywa „te same” piosenki. A ja Wam odpowiem: i co z tego? Co z tego, że płyta „The River” to w gruncie rzeczy bardzo podobny zestaw do „Lead Me Lord” (2005), „Send The Fire” (2006) i „Secret Place” (2008), skoro muzyka, która ją wypełnia jest bezgranicznie piękna? Cóż z tego, że podobnych piosenek w wykonaniu Morse’a słuchało się już całkiem sporo, skoro wszystkie one są wspaniale wykonane, a Neal nie tylko śpiewa, ale gra na wszystkich, za wyjątkiem perkusji (Scott Williamson), instrumentach i że bezbłędnie trafia do mnie ze swoim mądrym przekazem? Wiem, że takich fanów, jak ja, Morse ma zdecydowanie więcej i dzięki temu mam pewność, że w przyszłości doczekamy się kolejnych wolumenów z jego wspaniałymi, religijnymi i nie tylko, piosenkami. Osobiście już nie mogę się odczekać…

Na płycie „The River” Neala wspomaga wokalnie Julie Harrison. Razem śpiewają wspólnie dwa duety: „The River” i „Life”, a w piosence „Only Love Remains” Julie sama wykonuje główną partię wokalną. Neal nie wzbrania się od usuwania się w cień, coraz częściej wysuwając w światła reflektorów swoje dzieci: syna Wila i córkę Jaydę. Jakże miło słucha się w piosence „Go Light Your World” tych dorastających nastolatków, których pamiętamy jeszcze jako małych berbeci z bożonarodzeniowych pieśni zebranych w 2000 roku na sympatycznej płycie „Merry Christmas From The Morse Family”. Neal nie jest też autorem wszystkich utworów zamieszczonych na tej płycie (na ogólną liczbę 14 piosenek proporcje te rozkładają się w ilości 9:5), ale to właśnie jego głos, talent i sposób interpretacji powodują, że wszystkie one nabierają jednorodnego charakteru. Jedne z nich to liryczne ballady („”The River”, „Life”, „Jesus Knows”, „He Came For Me”), inne przypominają rockowe przeboje („Glory To Glory”, „Holy Is Our God”, „I Fall On You”), a jeszcze inne („Serve You In The Fire”, „I Exalt Thee”, „You Are Good” – to prawdziwa perła tej płyty!) posiadają złożone i rozbudowane, nieomal symfoniczne aranżacje. Niby są one różnorodne, ale wszystkie utrzymane są w pogodnym, bezpretensjonalnym, charakterystycznym dla Neala Morse’a stylu. I nie chodzi w nich o nic innego, jak tylko o możliwie jak najlepsze wyrażenie uwielbienia dla Boga, jego dzieła, wyrażenia wdzięczności za jego miłość i za to, że czuwa on nad naszymi ziemskimi krokami. A Neal czyni to najlepiej jak potrafi właśnie poprzez komponowanie, śpiewanie i propagowanie przesłania swoich mądrych pieśni we wszystkich zakątkach, nie tylko progresywnego, świata.

Cudownym trafem mam jasne i mocne poczucie tego, że słuchając i zachwycając się jego piosenkami uczestniczę wraz z nim w tym samym dziele…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!