Za najkrótszą, a zarazem najbardziej trafną recenzję płyty „Beacon Of Light” norweskiej grupy Adventure najlepiej posłuży lista artystów, których jeden z dwóch filarów zespołu, Odd-Roar Bakken, wymienia w liście podziękowań umieszczonych wewnątrz kolorowej książeczki: Uli Jon Roth, Ritchie Blackmore, Brian May, Andy Latimer, Kansas, Jethro Tull, Ken Hensley, Uriah Heep, The Flower Kings, Neal Morse i Zeno Roth. Niby rozpiętość stylistyczna dość spora, ale nazwiska te sporo mówią o muzycznych fascynacjach grupy Adventure. Ja wyróżniłbym dwa z nich: Blackmore i Hensley. Bo w wielu fragmentach albumu „Beacon Of Light” zespół ten brzmi jak Deep Purple i Uriah Heep razem wzięci. Szczególnie słychać to w ciężkich momentach, gdzie Adventure nie dość, że brzmi bardzo „staromodnie”, to jeszcze heavy metalowe riffy współpracujące z partiami organów Hammonda i „chropowatym” głosem wokalisty Vebjørna Moena jednoznacznie przywołują ducha „purpurowej” muzyki.
Głównych wokalistów w grupie Adventure jest dwóch. Obok Møena w kilku utworach śpiewa też Henning Mjøen, a także – podkreślmy, że raczej sporadycznie i głównie w chórkach – pani Eva Cecilie Bjerkhoel.
Ale najważniejszymi muzykami w grupie Adventure są dwaj instrumentaliści: wspomniany już Odd-Roar Bakken, który gra na instrumentach klawiszowych i gitarach akustycznych oraz gitarzysta, także basowy, Terje Flessen. Współpracują ze sobą już od połowy są lat 90., a ich wspólne kompozycje są odbiciem fascynacji erą dojrzałego progresywnego rocka. To, co kilkanaście lat temu było dla nich zwykłym hobby przerodziło się najpierw w projekt studyjny, a następnie w regularny zespół, który w 2005 roku zadebiutował albumem przepełnionym klasycznym brzmieniem symphonic rocka wczesnych lat 70., zatytułowanym po prostu „Adventure”.
Nie miałem okazji poznać debiutanckiej płyty tego zespołu, ale jak sami panowie Flessen i Bakken twierdzą, na nowym albumie poszli ze swoimi pomysłami jeszcze dalej. Co w takim razie słychać na płycie „Beacon Of Light”? Ciężkie, hard rockowe gitary, sąsiadujące wszakże z akustycznymi dźwiękami granymi na nylonowych strunach, pompatyczne brzmienia instrumentów klawiszowych oraz różnorodne i bogate partie wokalne, a także długie, bardzo długie, często wieloczęściowe kompozycje… Te rzeczy zwracają na siebie uwagę już przy pierwszym kontakcie z muzyką grupy Adventure. Brzmienie zespołu mocno osadzone jest w dobrych tradycjach progresywnego i klasycznego rocka z lekką domieszką – dzięki obecnym akustycznym fragmentom – muzyki folk rockowej. Adventure w przeważającej mierze gra ciężko, ostro i surowo jak Uriah Heep i Deep Purple ćwierć wieku temu, czasem odezwą się zwiewniejsze echa muzyki Jethro Tull i Camel, a niekiedy zespół uderza w bombastyczną nutę a’la Emerson Lake & Palmer. Płyta jest bardzo długa (72 minuty z sekundami), składają się na nią kompozycje mające po 18 minut (jak otwierająca płytę „Something To Believe In”), a nawet 24 minuty (jak finałowe magnum opus „Beacon Of Light”). Są też na tym krążku krótkie instrumentalne interludia (przecudowna, akustyczna melodia „Emillie’s Piece” z cudownymi partiami fletu oraz „Joybringer” oparty na brzmieniach akustycznych gitar). Reszta to 7-8 minutowe nagrania, spośród których na największe wyróżnienie zasługuje symfoniczny kawałek „The Swan”.
Z tą podniosłą muzyką grupy Adventure skorelowane są zaangażowane teksty poszczególnych utworów. Zespół śpiewa o religii i o jej wpływie na losy współczesnego świata, o ekologii i globalnym ociepleniu, o rasizmie, a także o… miłości. Pompatyczna muzyka grupy Adventure w połączeniu z zaangażowanymi tekstami przywołuje na myśl epokę „dzieci-kwiatów”. I faktycznie coś w tym jest. Gdyby ten zespół wydał taką płytę jak „Beacon Of Light” jakieś są 40 lat temu, to pewnie byłaby ona dzisiaj przedmiotem kultu i uwielbienia co najmniej trzech pokoleń słuchaczy. A tak, panowie Flessen i Bakken wraz ze swoim muzycznym przedsięwzięciem skazani są na rywalizację nie tylko ze współczesnymi artystami grającymi pokrewną im muzykę, ale i licznymi, tak bardzo hołubionymi przez komercyjne media, gwiazdkami, które aktualnie „rządzą” w komercyjnych środkach masowego przekazu.
Na szczęście istnieje takie medium jak internet, gdzie każdy słuchacz poszukujący szczególnych, może trochę niemodnych, ale bardzo ambitnych prog rockowych produkcji jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Dlatego podpowiadam i wskazuję adresy: Adventure na MySpace: www.myspace.com/adventurenorway, oficjalna strona zespołu: www.home.no/adventuremusic, a płytę „Beacon Of Light” wydała i dystrybuuje wytwórnia Progress Records www.progressrec.com. Kto ją sprzedaje w Polsce? Nie wiem.