Waters, Roger - In The Flesh

Artur Chachlowski

ImageW ubiegłym miesiącu Darek Świtała w rubryce „Rock Progresywny” zamieścił  swój tekst o nowym dziele byłego lidera Pink Floyd. Właściwie zawarł w nim wszystko to, co rodzi się w  sercu sympatyka Wielkiej Muzyki po uważnym zapoznaniu z muzyczną zawartością tego albumu. I jestem przekonany, że gdyby Darek musiał wystawić cenzurkę tej płycie, to na końcu artykułu znalazłaby się cyferka 5. Nic w tym dziwnego, bo „In The Flesh” to album ze wszech miar wybitny i wspaniały. I dobrze się stało, że po tylu latach przerwy Waters uraczył nas wydawnictwem brzmiącym przecież o niebo lepiej, niż wszystkie koncertowe albumy firmowane nazwą Pink Floyd razem wzięte. W niniejszej recenzji, którą adresuję do oddanych wielbicieli talentu Rogera Watersa, chciałbym zwrócić uwagę na kilka ciekawostek, które nie zawsze łatwo wyłowić słuchając samej muzyki, a nawet uważnie studiując zawartość książeczki towarzyszącej temu wydawnictwu. Wewnątrz niej obok atrakcyjnych fotografii znajdujemy długą opowieść Watersa na temat okolicznośći, w jakich powstał album „In The Flesh”. Zrealizowano go w trakcie amerykańskiego tournee w 1999 i 2000 roku, a nagrania pochodzą z występów w Phoenix, Las Vegas, Irvine i Portland. Na scenie wystąpiło wielu muzyków doskonale znanych z wcześniejszej współpracy z Rogerem Watersem: Snowy White (g), Doyle Barmhall II (g, v), Graham Broad (dr), Jon Carin (k), Andy Fairweather Low (g) i trzy śpiewające panie: Katie Kissoon, Susana Melvoin i P.P. Arnold. Album zmiksował i wyprodukował James Guthrie, który od czasów „Ściany” towarzyszy Watersowi na wszystkich płytach z jego udziałem. W notce do albumu „In The Flesh” były lider Pink Floyd opowiada o tym, że z powodu ograniczeń czasowych zmuszony był do zrezygnowania z kilku utworów. Na dwóch srebrnych krążkach znajdujemy blisko dwie i pół godziny muzyki, a ubiegłoroczne koncerty Rogera Watersa trwały przecież po ponad 180 minut. Wiadomo, że zrezygnowano z „The Thin Ice”, I części „Another Brick In The Wall” oraz „Great Gig In The Sky”. Powód, że akurat te, a nie inne utwory usunięto z programu płyty Waters wyjaśnia w ten sposób, że niedawno koncertowe wersje nagrań z „The Wall” zostały wydane na innej płycie (ma on tu na myśli wydany przed rokiem album „Is There Anybody Out There?”) oraz, „że INNY zespół (i tu Roger Waters zapewne ma na myśli obecny Pink Floyd) często, zbyt często wykonywał je w ostatnich latach na żywo”.

 Na albumie „In The Flesh” wyraźnie słychać, że w ciągu ostatnich lat głos Watersa zmienił się i to bardzo. Słychać, że chwilami brakuje mu, głównie w wysokich rejestrach, pewnych dźwięków. Stąd częste podpieranie się żeńskimi chórkami oraz, jak w przypadku utworu „Every Stranger’s Eyes”, część wokalu wyraźnie idzie z taśmy. Partie śpiewane na studyjnych płytach Pink Floyd przez Davida Gilmoura wykonuje tu głównie Doyle Bramhall II, chociaż co ciekawe sam Waters przejął partię Gilmoura w utworze „Time”. No i na koniec kilka słów o jedynej premierowej kompozycji na „In The Flesh”. Mowa tu oczywiście o „Each Small Candle”, która to od kilku miesięcy jest prawdziwym hitem w pinkfloydowskich kręgach. Nic dziwnego, bowiem nagranie to, jak zawsze u Watersa mocno nasycone pacyfistycznym wydźwiękiem, sprawia wyjątkowo dobre wrażenie i daje nadzieję na dobry, nowy premierowy album studyjny. Kiedy ujrzy on światło dzienne? Tego wciąż nie wiemy. Nie wiemy też, czy będzie to zapowiadana od lat opowieść o krwawych czasach Rewolucji Francuskiej zatytułowana „Ca Ira” i  czy „Each Small Candle” w ogóle znajdzie się w jej programie.  Piosenka ta według słów Watersa ciągle ewoluuje i nie wiadomo jakiego ostatecznego charakteru nabierze w przyszłości.

Na koniec puenta. Ale nie moja. Pozwólcie, że zacytuję tu Piotra Kaczkowskiego: „gdy słuchamy dziś INNEGO zespołu, to brakuje Watersa, gdy słuchamy Watersa nie brakuje nikogo”. I dlatego płycie tej należy się piątka. I to z dużym plusem!

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok