Waters, Roger - Flickering Flame

Artur Chachlowski

ImageW przypadku takich artystów, jak Roger Waters pomysł wydawania składanek z serii „The Best Of” wydaje się nad wyraz karkołomny. Pojedyncze, wyjęte z szerszego kontekstu utwory zwykle w takich razach tracą swoją wymowę i głębokie przesłanie. Ale pamiętajmy, że w zeszłym roku całkiem nieźle wypadł, przygotowany według podobnego przepisu album „Echoes” grupy Pink Floyd. Być może więc, zachęcony sukcesem tamtego wydawnictwa Waters postanowił skorzystać z dobrze sprawdzonego pomysłu i ponownie odgrzać niektóre ze swoich wspaniałych muzycznych dań, podając je w nieco innym sosie?...

Prawdziwym powodem, dla którego były lider Pink Floyd ostatnio dość często przypomina się swoim fanom, podając w nowym opakowaniu muzykę, którą skomponował w ciągu minionych lat jest promocja trwającej od kilkudziesięciu miesięcy trasy koncertowej In The Flesh Tour. Tym razem Waters proponuje nam przekrojowe wydawnictwo „Flickering Flame” mające w podtytule adnotację: „The Solo Years Volume I”. Tak więc należy sądzić, że po pierwsze niedługo nastąpi kontynuacja w postaci części II i być może następnych, a po drugie mamy tu do czynienia z materiałem skomponowanym przez Watersa po opuszczeniu przez niego w 1984 r. swojej legendarnej macierzystej formacji. Doskonale pamiętamy okoliczności, które towarzyszyły temu rozstaniu, buńczuczne oświadczenia typu „Pink Floyd to ja”, procesy sądowe, totalną krytykę tego co pod szyldem Pink Floyd stworzył jego były partner z zespołu David Gilmour... Nie przeszkadzało to wszystko Watersowi nagrywać w kilkuletnich odstępach czasowych rewelacyjne, charyzmatycznie brzmiące albumy solowe, czy podejmować się gigantycznych projektów w rodzaju berlińskiego megaspektaklu The Wall. Jednak od 10 lat Waters uporczywie milczał. Jakby zapadł się pod ziemię, albo jakby natchnienie prysło niczym bańka mydlana. Od czasu do czasu do prasy przedostawały się informacje to o rzekomej pracy nad nowym albumem, to o rock operze osadzonej w realiach Rewolucji Francuskiej, a bodaj dwukrotnie, jakby na osłodę,  jego pojedyncze nagrania znajdowały się na ścieżkach dźwiękowych filmów fabularnych. I nagle przed półtora rokiem Roger wydał podwójną koncertową płytę „In The Flesh” zarejestrowaną  w trakcie jego amerykańskich koncertów w 1999 roku. Znalazła się na niej zaledwie jedna nowa piosenka – „Each Small Candle”. Co z tego, że ładna, co z tego, że bardzo „watersowska”?... Jedna nowa kompozycja na 10 lat? Przyznacie, że to trochę za mało. Dlatego też z wielkimi nadziejami liczni sympatycy twórczości „starego fajansa” oczekiwali na zapowiadaną od dawna kompilację „Flickering Glame”, gdyż spodziewali się, że znajdą na niej kolejne unikatowe perełki. Album ten właśnie ukazał się na rynku i rzeczywiście, przynajmniej 3 spośród 12 utworów wypełniających program tej płyty mają cechy muzycznych rarytasów. Ale czy rzeczywiście staną się nagraniami ponadczasowymi? Bardzo w to wątpię, ale o wszystkim  po kolei...

Wiosną 1983 roku po premierze albumu „The Final Cut” grupy Pink Floyd Roger Waters postanowił zawiesić swoją działalność w zespole. Miał dość współpracy z Gilmourem i Masonem (Richard Wright został odsunięty od Pink Floyd już kilka lat wcześniej, na etapie powstawania albumu „The Wall”). Postanowił sprawdzić się jako solista. Nie wydawało się to zadaniem zbyt trudnym, tym bardziej, że gotowa była już wizja materiału na płytę „The Pros And Cons Of Hitch Hiking”. Kilka lat wcześniej Waters rozważał zrealizowanie historii opowiadanej na tej płycie razem z grupą Pink Floyd, ale podobno koledzy  z zespołu opowiedzieli się za konceptem „Ściany” (czyżby jeszcze wtedy był czas i miejsce na demokratyczne decyzje w „komandzie Pinka Floyda”?...). Tak więc,  w maju 1984r. światło dzienne ujrzała wspomniana płyta z przyciągającym oko wizerunkiem nagiej autostopowiczki na okładce. Nieco dziwi mnie fakt, że pomimo tego, iż w tamtym czasie sporą popularnością na listach przebojów (tak, tak! Takie to były czasy!) cieszyło się nagranie tytułowe, to  nie zostało ono wybrane na album „Flickering Flame”. Zamiast niego znajdujemy tu zaledwie jeden utwór z tamtej płyty  - „5.06am (Every Stranger’s Eyes)”. W 1986r. Waters napisał sporą część soundtracku do animowanego filmu „When The Wind Blows” w reżyserii Raymonda Briggsa. Generalnie rzecz biorąc muzyka, którą skomponował Waters składała się ze zbioru efektów dźwiękowych, krótkich utworów instrumentalnych i dwóch piosenek: „Folded Flags” i „Towers Of Faith” firmowanych przez The Bleeding Heart Band, bo tak nasz bohater nazwał swój zespół, z którym występował w drugiej połowie lat 80. Jedna z tych piosenek, „Towers Of Faith”, w której słyszymy m.in. słynnego saksofonistę Mela Collinsa i śpiewającą Clare Torry (pamiętamy ją dzięki przepięknej wokalizie w „Great Gig In The Sky”) znalazła się na „Flickering Flame” i ze względu na swoją unikalność jest niewątpliwie jedną z głównych atrakcji tego albumu (idę o zakład, że jeśli kiedyś ukaże się składanka „The Solo Years Volume II”, to z całą pewnością znajdzie się na niej druga z piosenek z filmu „When The Wind Blows”).

W czerwcu 1987r. ukazał się drugi solowy album Watersa „Radio K.A.O.S.”, na którym przedstawił on nieco bardziej chwytliwy, komercyjnie zaaranżowany i stosunkowo łatwo wpadający w ucho materiał. Najlepszym tego przykładem jest nagranie „Radio Waves”, które trafiło na „Flickering Flame”. Oprócz niego na składance tej znajdujemy dwa następne utwory pochodzące z płyty „Radio K.A.O.S.”: „The Tide Is Turning” oraz „Who Needs Information”, przedstawiające raczej liryczną stronę twórczości autora.

Kolejnym z chronologicznego punktu widzenia solowym przedsięwzięciem Rogera Watersa był pełen patetycznego rozmachu spektakl „The Wall Live In Berlin” zrealizowany latem 1990 roku pod gołym niebem na ruinach muru berlińskiego ze współudziałem licznego grona uznanych artystów. I chociaż płyta będąca zapisem tego niezapomnianego muzycznego wydarzenia stanowi wspaniały dokument tamtych czasów, to Waters z sobie tylko wiadomych powodów nie uznał za stosowne, by choć najmniejszy jej fragment został zaprezentowany na „Flickerin Flame”. A szkoda, bo byłoby ciekawiej....

Jesienią 1992 roku w sklepach pojawił się kolejny solowy album naszego bohatera zatytułowany „Amused To Death”. To wspaniała płyta, nie dziwię się więc, że aż trzy pochodzące z niej utwory znalazły się w programie omawianej przeze mnie kompilacji. Są to: „Too Much Rope”, „Three Wishes” oraz koncertowa wersja  „Perfect Sense Part I And II”. Być może ktoś mógł spodziewać się raczej utworów wydanych swego czasu na singlach „What God Wants” i „The Barvery Of Being Out Of Range”, ale cała zawartość albumu „Amused To Death” jest tak świetna, że równie dobrze na „Flickering Flame” mogłoby się znaleźć każde nagranie pochodzące z tej płyty.

Po wydaniu „Amused To Death” Roger zrobił sobie długą przerwę w działalności artystycznej. Milczenie trwało przez długich 6 lat, aż wreszcie rok 1998 przyniósł dwie piosenki Watersa, które znalazły się na kolejnych ścieżkach dźwiękowych. Pierwsza z nich, skomponowana przez Boba Dylana „Knockin’ On Heaven’s Door” pochodzi z izraelskiego filmu pt. „The Dybukk Of The Holy Apple Field” i właśnie to ona otwiera album „Flickering Flame”. Jest to w sumie bardzo prosta piosenka, w której Waters niewiele zmienił w porównaniu z oryginałem, aczkolwiek nadał jej indywidualny charakter dzięki swojemu ciepłemu głosowi oraz charakterystycznemu pinkfloydowskiemu żeńskiemu chórkowi. Druga z filmowych piosenek, „Lost Boys Calling”, pochodzi z filmu „The Legend Of 1900” wyświetlanego u nas pt. „Rok 1900” z genialną rolą Tima Rotha. Jest to przepiękna kompozycja, do której melodię, jak i muzykę do całego filmu napisał Ennio Moricone, cudownym gitarowym solo opatrzył Edward Van Halen, a  Wates napisał do niej słowa i oczywiście ją zaśpiewał. Nigdy nie zapomnę wzruszenia, które aż ściskało za gardło w smutnym finale filmu, kiedy to na ekranie pojawiają się napisy końcowe, a z głośników rozbrzmiewa ta właśnie piosenka. Tak, to absolutnie piękny utwór. Ale tylko w oryginale... Niestety, na „Flickering Flame” Waters uraczył nas wersją demo, która wypada bardzo blado w porównaniu z soundtrackiem. Wokal Watersa jakby trochę nie stroi, śpiewa on swym umęczonym głosem w  zbyt wysokich rejestrach, a uboga aranżacja psuje całe dobre wrażenie, jakie pamiętamy z oryginalnej ścieżki dźwiękowej filmu.

Pod koniec 2000r. wydany został wspomniany już powyżej album koncertowy „In The Flesh”, z którego do programu kompilacji „Flickering Flame” włączono nową pieśń „Each Small Candle” oraz też wspomniany już wcześniej utwór „Perfect Sense Part I And II”.

Listę nagrań zamieszczonych ma watersowskiej składance uzupełnia jedyne w stu procentach premierowe nagranie „Flickering Flame”, od którego tytuł wzięło całe wydawnictwo. To dość niezwykła i nietypowa dla Watersa kompozycja. Oszczędny i prosty aranż, na który składa się zaledwie gitara, syntezatorowe orkiestracje oraz wokal. Daje to efekt w postaci prostej, trochę bezbarwnej ballady, nie mającej w sobie już tej magii i uroku charakterystycznego dla jego wcześniejszych nagrań.

Wydaje mi się, że album „Flickering Flame” jest muzycznym daniem sporządzonym według przepisu adekwatnego raczej do potrawy o nazwie „groch z kapustą”. Znajdujemy na nim niby wszystkie niezbędne składniki, ale w dziwnych i zupełnie przypadkowych proporcjach. Nawet z pozoru najbardziej smakowite kąski nie smakują jak rodzynki w cieście, lecz sprawiają wrażenie niedopieczonych, niedosolonych i nieprzyprawionych resztek. Być może kompilacja „Flickering Flame” jest dobrym wstępem do twórczości byłego lidera Pink Floyd, ale tylko dla tych słuchaczy, którzy nigdy nie mieli do czynienia z jego solowymi dziełami. Ci, którzy znają je niemal na pamięć z pewnością mogą odnieść wrażenie, że znowu zostali oszukani, a ich cierpliwość w oczekiwaniu na premierowe nagrania Watersa po raz kolejny została wystawiona na ciężką próbę. Być może długo oczekiwany koncert na stadionie warszawskiej Gwardii stanie się dla nich swoistą rekompensatą?...

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok