Debiut australijskiego Without Ending powinien spodobać się najzagorzalszym sympatykom prog metalu. Zespół umiejętnie porusza się po mrocznych, ciężkich zakamarkach tego gatunku. Zasadniczo w muzyce Without Ending królują ewidentne odniesienia do dokonań takich mistrzów, jak Queensryche, Dream Theater, czy Fates Warning, jednak wydaje mi się, że do najwyższego poziomu wykonawczego jeszcze sporo tej grupie brakuje. Nie wystarcza się bardzo starać, by od razu być skazanym na sukces. Chociaż muzyka tej jedynej znanej mi progmetalowej grupy z krainy kangurów może chwilami wydać się powiewem świeżego powietrza (świetny początek utworu „Again”, piękna ballada „I Still Remember”), to nie wystarczy czołowa pozycja w swojej ojczyźnie, by nawet najszczersze chęci przerodziły się od razu w sukces w skali globalnej. Obiektywnie rzecz biorąc, nie jest to zła płyta. Ale niestety, takich albumów słyszałem już całe mnóstwo. I nawet po wielokrotnym przesłuchaniu pozostało z nich w mojej pamięci naprawdę niewiele...
Without Ending - Without Ending
, Artur Chachlowski