Holenderską grupę Silhouette poznaliśmy przy okazji prezentowania na łamach MLWZ debiutanckiego krążka tego zespołu pt. „A-Maze” (2007). Album ten, wydany przez zespół własnym sumptem, miał znamiona wydawnictwa półoficjalnego, a także cierpiał na szereg wad typowych dla amatorskiego debiutu.
Trochę zmieniło się od tego czasu w zespole. Silhouette podpisał kontrakt płytowy z renomowaną wytwórnią Progress Records, która zadbała o odpowiedni budżet, co z kolei znalazło odbicie między innymi w bajecznie kolorowym projekcie graficznym książeczki. Znajduje się w niej szereg elementów, które są ilustracją tekstów poszczególnych utworów. Jakkolwiek wszystkie one są bardzo efektowne, to jeden motyw wymaga specjalnego komentarza. Otóż, na stronie nr 2 książeczki znajduje się rysunek wejścia do sali koncertowej, nad którym widnieje szyld z napisem „Tonight Pendragon”. To wyraźny ślad wskazujący na inspiracje, które przyświecały zespołowi podczas pracy nad albumem „Moods”. Co więcej, kilkadziesiąt pierwszych sekund otwierającego płytę nagrania, którego tekst wydrukowany jest przy tym rysunku, zagranych jest na gitarze w taki sposób, że dałbym głowę, iż wyszły one spod ręki przez samego Nicka Barretta. Mało tego, w zamykającym tę płytę utworze zatytułowanym „The Answers” pojawia się kolejna partia gitary, która przypomina barrettowskie solo z nagrania „Am I Really Losing You?”. Z kolei na tylnej okładce płyty widzimy rysunek drzwi wejściowych do samej sali koncertowej, co na początku książeczki, z tym, że tym razem na szyldzie stoi jak byk: „Tonight Silhouette Plays Moods”.
Ten symboliczny zabieg graficzny, a także gitarowe zagrywki utrzymane w stylu lidera Pendragonu, są metaforą sztafety pokoleń, która odbywa się w świecie tzw. „młodych progresywnych”. Niewątpliwie grupa Nicka Barreta to źródło najcenniejszych inspiracji dla muzyki Silhouette. Echa melodyjnej muzyki Pendragonu, ale też i IQ, Genesis, Knight Arei, czy niedawno recenzowanych na tych łamach innych holenderskich grup Leap Day i Flamborouh Head można usłyszeć niemal na każdym kroku, w każdym fragmencie tego długiego, bo trwającego 78 minut, albumu.
Wracając do rzeczy, które zmieniły się w grupie Silhouette od czasu płytowego debiutu, to zdecydowanie lepsza jest też produkcja, a także bardzo nowocześnie brzmi mix, który jest odbiciem najnowszych trendów dominujących w holenderskim rocku progresywnym. Nie mogło być inaczej, skoro autorem mixu jest sam Gerben Klazinga z grupy Knight Area.
„Moods” to nie tylko bardzo długi, ale i bardzo dojrzały album. Zespół Silhouette wyraźnie okrzepł, nabrał doświadczenia i we wspaniały sposób zaczyna wykorzystywać swoje niemałe umiejętności. Przede wszystkim bardzo udanie łączy typowo neoprogresywne brzmienie z dojrzałym dźwiękami wyjętymi żywcem z dekady lat 70., a więc złotej ery dla symfoniczno-rockowego gatunku. Utwory grupy Silhouette układają się w piękne melodie, są one ciekawie zaaranżowane, wykonane przez zespół z pieczołowitą starannością, wycyzelowane, a przy tym - co chyba najważniejsze - wspaniale się ich słucha. W grupie Silhouette śpiewa aż trzech instrumentalistów: gitarzysta Brian de Graeve, perkusista Jos Uffing oraz pianista Erik Laan (akurat on tylko w jednym utworze, „Another Bed Time Story”, w którym jest wystarczająco dużo miejsca na solowe partie wokalne wszystkich trzech śpiewających panów. Mało tego, w tym samym nagraniu gościnnie wystąpił, wykonując piękną gitarową partię Aldo Adema – na co dzień muzyk znany z formacji Egdon Heath). Skład grupy, obok trzech śpiewających instrumentalistów, uzupełnia basista Gerrit-Jan Bloemink.
Kwartet Holendrów zrobił swoim nowym albumem ogromny krok do przodu. Płyta, pomimo tego, że jest nieprzyzwoicie długa, jest bardzo przystępna w odbiorze. Można oczywiście zastanawiać się czy nie byłaby jeszcze lepsza, gdyby skrócić ją o kilkanaście minut, ale dla obrony rozmiarów czasowych płyty „Moods” mogę powiedzieć dwie rzeczy: po pierwsze nie ma na tym krążku ewidentnie słabych momentów, które psułyby nastrój czy kompletnie nie pasowałyby do reszty, a po drugie, całość oparta jest na pewnym koncepcie, którego autorem jest Brian De Graeve. Poszczególne utwory płynnie przechodzą w siebie, umiejętnie się zazębiają, tworząc spójną megasuitę, której klimat trzyma słuchacza przez cały czas w napięciu, przykuwając jego uwagę od pierwszej do ostatniej minuty. Nie chciałbym wyróżniać na siłę żadnego z 12 nagrań stanowiących program płyty „Moods”, ale wspaniale brzmi (przypomina swoim nastrojem piękne ballady grupy Barclay James Harvest) utwór „Second Time Down”, fantastyczny jest najdłuższy w tym zestawie (prawie 11 minut) numer zatytułowany „Unreal Meeting” (to taka suita w suicie), porywająco zagrany jest instrumentalny temat „Moods”, cudowną liryką zaskakuje „Another Bedtime Story”, przepięknie prezentuje się zagrany w finale utwór „The Answers”, niezgorzej dzieje się też w „pendragonowskim” początku w postaci kompozycji „Concert Hangover”, swoją akustycznością zaskakuje „Feeling Good”, bardzo przebojowo brzmi nagranie „Don’t Mess With Me”… Wymieniłem prawie wszystkie utwory? Tak, bo jak już wcześniej wspominałem, na całej płycie na próżno szukać słabszego momentu.
Zespół Silhouette swoją nową płytą bezbłędnie wpisał się w falę bardzo dobrych, melodyjnych albumów, które wypuszczają w świat holenderscy artyści. Po naprawdę udanych płytach Leap Day, Flamborough Head, Mangrove, Taurus & Pisces (a przecież lada chwila ukaże się jeszcze nowy krążek Knight Arei) grupa Silhouette wydała rzecz, która nie odbiega od wysokiego poziomu nowych albumów wymienionych wyżej wykonawców. Czyżby więc powoli rodziła się nam współczesna szkoła melodyjnego neoprogresywnego rocka z Holandii? Chyba jeszcze nigdy ten trend nie był aż tak łatwo dostrzegalny. Jeszcze nigdy z takim nasileniem nie przetaczała się fala tak świetnych płyt z Kraju Tulipanów. Kto wie czy grupa Silhouette ze swoim krążkiem „Moods” nie stanie się okrętem flagowym tego nowego prog rockowego zjawiska?...