Ten album pierwotnie miał się ukazać 28 maja 2007 roku. Ponad dwuletnie opóźnienie spowodowane było poważną chorobą uszu lidera projektu o nazwie Cross, Hansi Crossa. Na szczęście laserowa terapia powstrzymała postępującą utratę słuchu i niedawno Hansi mógł ponownie wkroczyć do studia nagrań.
Początkowo mógł pracować tylko po około pół godziny dziennie przy ściszonym do minimum poziomie dźwięku w słuchawkach. Jego praca w studiu polegała więc na śpiewaniu „na sucho”, niejako na pamięć, bez podkładu muzycznego. Koniec końców jego nowa płyta („The Thrill Of Nothingness” jest już dziewiątym albumem wydanym pod szyldem “Cross”) ujrzała światło dzienne i wydaje się być – zważywszy na kłopoty, które towarzyszyły Hansiemu przy jej realizacji – szczytowym osiągnięciem tego artysty.
Album wyróżnia się świetną produkcją, sporym nagromadzeniem ciekawych linii melodycznych oraz wspaniałym instrumentarium. Stylistycznie „The Thrill Of Nothingness” umiejscawia się gdzieś pomiędzy produkcjami Tony’ego Banksa (Genesis), a Richarda Wrighta (Pink Floyd). Hansi, który oprócz linii wokalnych nagrał też wszystkie partie gitar i niektóre instrumentów klawiszowych, zaprosił do nagrania nowej płyty swoich stałych współpracowników Tomasa Hjorta (dr) i Lollo Anderssona (bg), a także Görana Johnsona, który wzbogacił brzmienie zespołu o dodatkowe partie syntezatorów, harmonie wokalne, a także skomponował wraz z Crossem sporą część muzyki wypełniającej wydawnictwo. W charakterze zaproszonego gościa, w utworze „Eternity”, wystąpił też muzyk znany z The Flower Kings, Tomas Bodin.
Płytę wypełnia 7 dojrzałych kompozycji, których klimat utrzymany jest w duchu epickiego prog rocka. Imponują szczególnie partie instrumentów klawiszowych, które odgrywają na tym albumie dominującą rolę. Od czasu do czasu słyszymy też niezłe solowe partie gitar (jak na przykład gilmourowskie solo w „Hope” i w „Innocence”), niemniej trzeba wiedzieć, że to rozbudowane syntezatorowe brzmienia przez cały czas królują na płycie. Powoduje to, że cały album ma monumentalny wydźwięk i słucha się go z ogromną przyjemnością.
Najlepsze fragmenty płyty? Trudno o jednoznaczne wskazania, gdyż album „The Thrill Of Nothingness” znakomicie prezentuje się jako 55-minutowa zamknięta całość, ale moimi faworytami są trzy tematy: otwierający płytę „Universe Inside” (parę taktów jakby ukradzionych z genesisowskiego „Obserwatora niebios”), kończący ją epik „Eternity”, a także umieszczona gdzieś pośrodku kompozycja „Innocence”. Polecam je, choć nie tylko te 3 utwory, uwadze sympatyków dojrzałego, melodyjnego i epickiego grania z wyeksponowanym brzmieniem instrumentów klawiszowych utrzymanym w duchu muzyki lat 70.
PS. „The Thrill Of Nothingness ukazuje się w dwóch wersjach: podstawowej, jako pojedynczy album, z siedmioma, trwającymi niespełna godzinę utworami, a także, jako podwójne wydawnictwo z bonusowym krążkiem, który pomieścił siedem dodatkowych utworów o łącznym czasie 42 minut (w tym m.in. 20-minutową suitę „Rhiannian Daëy”).
„Chciałem by mój nowym album miał płynną i zwartą strukturę” – wyjaśnia Hansi Cross. - „Nie lubię zbyt długich płyt i nawet, jeżeli miałem potężny ból głowy z zadecydowaniem, które nagrania powinny być sprowadzone do rangi bonusów, bo lubię je wszystkie i nie traktuję ich jako odrzuty i nagrania drugiej kategorii, to zdecydowałam się wydać cały mój nowy materiał w taki właśnie sposób. Jeżeli komuś spodoba się podstawowa płyta, z pewnością sięgnie po jej dwupłytową wersję. Jeżeli będzie przeciwnie, nie będzie miał przynajmniej poczucia, że zmarnował zbyt wiele czasu”.
Myślę, że Hansi uczciwe postawił sprawę. I od razu dodam, że jestem posiadaczem rozszerzonej wersji tego albumu. I znając dość dobrze wszystkie dotychczasowe dzieła Crossa, z całą stanowczością muszę stwierdzić, że dwupłytowa edycja „The Thrill Of Nothingness” to zdecydowanie najbardziej dojrzałe i najbardziej udane wydawnictwo w jego dorobku. Polecam!