Madventure - Where Are We Coming From-Where Are We Going To

Przemysław Stochmal

ImageNiemiecki zespół Madventure zdecydował się wydać debiutancki album, podejmując tym samym własne „być albo nie być” na scenie progmetalowej. O ile dla nas, odbiorców, sytuacja na polu cięższej odmiany progresywnego rocka jest bardzo optymistyczna – wiele młodych bandów chwyta się tego gatunku, wydaje płyty i sprawia, że jest w czym wybierać, o tyle samym debiutującym wysoko stawia poprzeczkę. Młodzi muzycy z Mannheim, jako jedni z takich właśnie debiutantów, aby zaistnieć w tym coraz bardziej tłocznym progmetalowym światku, musieli albo popisać się wyjątkowo świeżymi, nowatorskimi pomysłami, albo chociaż wzbudzić swoim podejściem do tworzenia muzyki pewną dozę nadziei na przyszłość.

Niestety, pierwszy z tych warunków nie został przez zespół spełniony – „Where Are We Coming From - Where Are We Going To" to zestaw długich, rozbudowanych kompozycji, które w zasadzie niczym nie wychylają się poza standardowe konwencje i rozwiązania typowe dla progmetalowego muzykowania. Natomiast, jak się okazuje, drugi z owych warunków Madventure spełnia tylko w pewnym stopniu. Największy grzech zespołu tkwi niestety w doborze wokalisty. Niewątpliwie wiele utworów na albumie zabrzmiałoby lepiej, gdyby za mikrofonem pojawiła się inna osoba – głos Klausa Häubleina jest bardzo mało melodyczny, nie dość silny do tego typu muzyki, na dłuższą metę zaś wręcz męczący. Znacznie lepiej całości słuchałoby się z pewnością również gdyby nieco rzetelniej przyłożono się do procesu produkcyjnego, choć, jak mniemam, zarzut ten nie może być kierowany do członków zespołu.

Wspomniane mankamenty bez wątpienia mają duży wpływ na fakt, że większość kompozycji wypełniających album brzmi dość sztywno, niewiele jest w tej muzyce witalności. Bo już chociażby pierwsza część najdłuższego nagrania na płycie, zatytułowanego „Recurring Pictures”, oparta na dość chwytliwej linii melodycznej wokalu, w innych warunkach wokalnego wykonawstwa niewątpliwie zabrzmiałaby dużo bardziej wyraziście. Zespół Madventure stać jednak na bardziej żywiołową, barwną i, co za tym idzie, bardziej interesującą muzykę, która broni się pomimo kiepskiej produkcji i słabego wokalu, o czym świadczą dwie kompozycje zamykające album, „7 Sleepless Nights” i „Rationalism” - więcej tu działania klawiszy, więcej również melodyczności, więcej życia.

Z pewnością niesprawiedliwie obszedłbym się z debiutanckim krążkiem Madventure, gdybym nie dostrzegł faktu, że muzycy ci, choć debiutujący na progmetalowej scenie, wyjątkowo swobodnie czują się w tej kompleksowej i niełatwej muzyce jako kompozytorzy. Co nie zawsze udaje się debiutantom, w inteligentny sposób potrafią zestawiać ze sobą elementy muzycznych łamigłówek tak, aby złożona, kilku bądź kilkunastominutowa progmetalowa kompozycja brzmiała zwarcie i logicznie. Choćby sama ta umiejętność powinna skłaniać do dania drugiej szansy Madventure – wiemy już, skąd przychodzą, czas pokaże, czy warto czekać na odpowiedź, dokąd zmierzają.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!