„The First Leaf” jest pierwszym materialnym śladem, którym działająca od 2006 roku łódzka grupa Leafless Tree zaznacza swoją obecność na krajowej scenie progresywnego rocka. I trzeba powiedzieć, że robi to ze smakiem, z dużą pewnością własnych poczynań, a co najważniejsze - w naprawdę wielkim i pełnym rozmachu stylu.
„The First Leaf” to 30-minutowa EP-ka, na program której składają się cztery utwory. Trzy z nich to nowe kompozycje: „Megacycle”, „Waiting For The Storm” i „King Of Town Jungle” oraz zremasterowana wersja starszego utworu „The Last Walk”, w nagraniu którego uczestniczyli trochę inni muzycy niż ci, którzy aktualnie działają w zespole Leafless Tree. A obecnie tworzą go: Łukasz Woszczyński (v), Piotr Wesołowski (k), Radosław Osowski (g), Michał Dziomdziora (bg) i Piotr Kolasa (dr).
Muzyczny styl zespołu to szeroko pojęta progresja plus wszelakie dźwiękowe eksperymenty. Choć prawdę powiedziawszy, tego eksperymentowania na niniejszej EP-ce nie słychać zbyt wiele (no, może poza wspomnianym wcześniej najstarszym utworem). Bo gdyby na jej podstawie mielibyśmy wyrobić sobie zdanie o muzyce Leafless Tree, to trzeba jasno powiedzieć, że mamy do czynienia z uporządkowanym, klasycznie rozumianym prog rockiem. Grupa gra płynnie, dynamicznie i wyraziście (lecz uwaga!, Leafless Tree wcale nie gra prog metalu), a przy okazji, jak na debiutantów o stosunkowo niedużym stażu scenicznym – nadspodziewanie dojrzale. Muszę przyznać, że jestem zbudowany rozmachem, wielowątkowością oraz logiczną konstrukcją otwierającej płytkę blisko dziesięciominutowej kompozycji „Magacycle”. Tyle się tu dzieje, utwór posiada tyle zmian tempa i nakładających się ze sobą melodii, a wszystko to zazębia się tu w tak bardzo przemyślany sposób, że nigdy nie wpadłbym na to, że to utwór w wykonaniu debiutującego polskiego zespołu. Szukałbym raczej skojarzeń z grupami pokroju wczesnego Landmarq, a może Threshold, a to za sprawą barwy głosu Łukasza Woszczyńskiego, która przypomina mi odrobinę Damiana Wilsona. W każdym razie, „Megacycle” to bardzo dobra kompozycja. Rewelacyjny początek tego wydawnictwa.
Numer 2 w tym zestawie, „Waiting For The Storm”, to zgrabne, wartkie, zaledwie czterominutowe nagranie, którym Leafless Tree dowodzi, że doskonale czuje się też w bardziej zwięzłych formach muzycznych. To również bardzo dobry utwór i dlatego będę namawiał moich kolegów-radiowców, by grali go jak najczęściej w swoich programach, gdyż nie tylko jego „radio-friendly” rozmiar, ale przede wszystkim wysoka jakość predyscynuje go do tego, by zaistniał w świadomości jak najszerszej grupy słuchaczy.
Wspomniany już przeze mnie „starszy” utwór – „The Last Walk”, to rzecz wyjęta jakby z innej bajki. Króluje tu oniryczny, z lekka transowy nastrój na pograniczu rocka i muzyki ambient. Łukasz śpiewa, a właściwie szepcze tekst po polsku, a towarzyszą mu wokalizy w wykonaniu Julity Dawidowicz. Daje to w sumie niezły efekt, choć mam wrażenie, że zespół tym utworem chciał przede wszystkim w jakiś sposób rozliczyć się ze swoją przeszłością i definitywnie zamknąć pewien rozdział swojej działalności.
Tym bardziej, że w czwartym, ostatnim na płycie utworze, „King Of Town Jungle”, mamy wyraźny powrót do wyrazistego, pełnego energii (polecam uwadze partie gitar i ich „pojedynki” z bogatym brzmieniem syntezatorów) prog rockowego grania. Jest tu trochę charakterystycznych łamańców, kilka świetnych instrumentalnych pasaży oraz całe mnóstwo bardzo miłych uszom odbiorcy melodyjnych linii wokalnych. Miód dla uszu słuchaczy lubiących soczyste, rozbudowane aranżacyjnie prog rockowe formy muzyczne.
Muzyka grupy Leafless Tree to dla mnie duża pozytywna niespodzianka. Ukoronowanie bardzo dobrego roku (piszę ten tekst w wigilijny poranek) w polskiej muzyce określanej mianem art rocka. Wiążę duże nadzieje z tym zespołem i z niecierpliwością czekam na jego pełnowymiarowy debiut płytowy. Jeżeli Leafless Tree utrzyma na nim równie wysoką formę, to przez skórę czuję, że będziemy mieli do czynienia z wielkim wydarzeniem na polskim rynku muzycznym. Póki co zapraszam na profil MySpace zespołu.