Znany Słuchaczom i Czytelnikom MLWZ z prezentowanych na naszych łamach płyt „Puente” (nagranej z grupą Habitat) oraz „Una Selección de Viejas Canciones” (to jego solowy album) argentyński muzyk Aldo Pinelli powraca swoim kolejnym solowym krążkiem zatytułowanym „Mantos y Tapices Sobrepuestos” („Przenikające się całuny i arrasy”). Ten album jest swoistym bratem-bliźniakiem, czy jak kto woli, kontynuacją swojego poprzednika. Świadczy o tym podtytuł nowego dzieła Pinellego: „Otra Seleccion de Viejas Canciones”. Cóż zatem zawiera ten „kolejny zestaw starych utworów”?
17 krótkich, trwających łącznie 40 minut, muzycznych tematów, w których autor z niewielką pomocą swoich przyjaciół (bodajże w czterech lub pięciu fragmentach wspomagają go trzy wspaniałe panie: pianistka Elizabeth Minervini, perkusistka Silvia Pratolongo oraz grająca na flecie i wiolonczeli Paula Dolcera) przedstawia głównie instrumentalną (są dwa wyjątki: 70-sekundowy temat „Caia el sol” oraz jedyny w tej kolekcji utwór mający ambicje klasycznej piosenki „Barril cayendo desde la cima”; oba śpiewane przez Pinelliego) muzykę, którą śmiało można nazwać „kameralną”. Większość z wypełniających album tematów można by określić mianem etiud, bądź instrumentalnych miniaturek skomponowanych na fortepian lub na gitarę akustyczną. I żadnej z nich nie sposób odmówić prawdziwego uroku. Aldo Pinelli czaruje w nich swoimi niesamowitymi umiejętnościami gry na wszelkich możliwych gitarach, basie, fortepianie, instrumentach perkusyjnych oraz mnóstwie innych „przeszkadzajek”.
Jak już wspomniałem, większość utworów na płycie ma postać krótkich etiud i pasaży, niemniej czasem Aldo rozpędza się i nadaje swoim utworom pełniejszego – głównie za sprawą użycia syntezatorów i bogatszej aranżacji – brzmienia. Przykładem tego mogą być dwa tematy: podniośle brzmiący „Resumen de un instante” i zamykająca płytę, zaskakująco utrzymana w celtyckim klimacie „Bamba”. Niemniej nie zaburzają one akustycznej i romantycznej atmosfery całego albumu, który brzmi jakby był kolekcją dworskich tańców wymieszanych z miniaturkami Erika Satiego. No właśnie… Pamiętacie płytę „Sketches of Satie” braci Hackettów? To wiecie czego się spodziewać. Z tym, że na omawianym przeze mnie krążku więcej jest brzmieniowej różnorodności.
Ciekawa i przyjemna w odbiorze to płyta. Nie zrewolucjonizuje ona zapewne świata muzyki rozrywkowej, głównie dlatego, że stoi ona raczej na pograniczu muzyki rockowej i klasycznej, nawet z pewnym przechyłem w kierunku tej drugiej, ale – mówię to z pełną odpowiedzialnością – jest ona w stanie wykreować odpowiedni nastrój do miłej zadumy w długi, zimowy wieczór. Atardecer de invierno y meditando. Pomedytujmy razem przy muzyce Aldo Pinelliego. Naprawdę warto.