Zespół Algebra funkcjonuje na włoskim rynku progresywnego rocka od początku lat 80., jednakże do niedawna miał w swoim dorobku zaledwie jednego singla i jedną płytę długogrającą. Kariera tej grupy to klasyczny przykład serii wzlotów i upadków, łączenia się, reorganizacji, rozpadów i powrotów. W 1994 roku ukazał się album zatytułowany „Storia di un iceberg”, lecz nie odniósł on wielkiego sukcesu i Algebra przekształciła się w cover band grupy Genesis. Stąd pewnie wzięła się bliska znajomość ze Stevem Hackettem i jego bratem Johnem, którzy gościnnie wzięli udział w nagraniu najnowszej płyty Algebry zatytułowanej „JL”.
JL to inicjały głównego bohatera płyty, Jonathana Livingstona – alegorycznej postaci, która pod postacią mewy buntuje się przeciwko porządkowi świata, postanawia porzucić swoje stado i zanurza się w duchowej sferze życia pełnej niczym nieograniczonej wolności. Trzeba przyznać, że to wymarzony punkt wyjścia dla klasycznego prog rockowego konceptu. Pomysł na fabułę oparty został na powieści „Jonathan Livingston Seagull – A Story” autorstwa Richarda Bacha. W słowno-muzyczne ramy ubrał ją lider Algebry, Mario Giammetti (v, g, bg), który do realizacji swojego pomysłu, oprócz braci Hackettów, zaprosił jeszcze – ale tylko jako autora fotografii, które znajdujemy w książeczce – innego członka Genesis, Anthony’ego Phillipsa. Oprócz nich w nagraniu płyty „JL” udział wzięli regularni członkowie Algebry: Rino Pastore (k), Roberto Polcino (k), Francesco Ciani (dr) oraz Maria Giammetti (fl, sax).
„JL” to zestaw połączonych w jedną megasuitę 20 muzycznych tematów o zróżnicowanym nastroju, choć przeważają w nim klimaty mocno atmosferyczne, przesycone nutką muzycznej nostalgii i liryzmu. Tylko od czasu do czasu rozdzierane są one, podkreślającymi art rockowy wymiar tego albumu, gitarowymi solówkami, jak na przykład ta w wykonaniu Hacketta w otwierającym płytę utworze „Il molo deserto”, a także dość częstymi, podniosłymi orkiestracjami (jak na przykład w temacie „Il richiamo”) czy delikatnymi, wydawałoby się, wszechobecnymi dźwiękami fletów i saksofonów.
Przyznacie, że zarówno tematyka, jak i konstrukcja płyty, a także zastosowane na niej środki artystycznego wyrazu mogą się wydać dość podobne do pamiętnej „Śnieżnej gęsi” grupy Camel. Nie mówię o tym bez powodu, bowiem klimat albumu „JL” – może poza tym, że są na nim wykonywane przez Giammettiego w języku włoskim partie wokalne – bardzo przypomina tę słynną płytę z kanonu progresywnego rocka. Jeżeli chodzi o inne wpływy, to na „JL” można natknąć się na fragmenty, które przypominają rozmarzone i wyciszone akustyczne dzieła Phillipsa, Hacketta czy grupy PFM.
Bardzo przyjemna to płyta. Stanowi ona sporą muzyczną obietnicę i daje nadzieję na to, że Algebra nie zniknie znowu na długie lata, a wręcz przeciwnie - pójdzie za ciosem i już niedługo uraczy nas kolejnym krążkiem przesyconym równie natchnionymi, wysmakowanymi i marzycielskimi dźwiękami.