Ten trzeci w dyskografii Petera Hammilla album jest pierwszym prezentującym go jako artystę wyraźnie pewnego swoich sił w roli solowego kompozytora, sygnującego nagrywane przez siebie płyty własnym nazwiskiem, a przy tym w pełni muzycznie przekonywującego. Wydany po pierwszym rozwiązaniu Van Der Graaf Generator „Chameleon in the Shadow of the Night”, choć jest albumem ciekawym, to jednak dość nierównym, a w kontekście swojego następcy zdaje się być niejako szkicem muzycznych rozwiązań, zarysem stylu, jaki przybrała muzyczna wizja Hammilla na „The Silent Corner and the Empty Stage”.
Peter Hammill na tej wydanej w 1974 roku płycie jawi się jako artysta z równie wielką pasją oddany temu, co wyrażalne dźwiękami, jak i temu, co możliwe do wysłowienia tekstami utworów i, co ważne, w obu przypadkach odważnie dobiera on sobie środki wyrazu. „The Silent Corner and the Empty Stage” to bowiem z muzycznego punktu widzenia płyta bardzo śmiała, pełna dźwiękowych eksperymentów. To, co na „Chameleon in the Shadow of the Night” mogło się wydawać raczej badawczym próbowaniem wszelkich dostępnych możliwości dźwiękowych, na „The Silent Corner and the Empty Stage” stanowi już integralną część stylu – różnorako przesterowane gitary i saksofon, przyspieszanie dźwięku perkusji i pogłos wokalu stosowany na różne sposoby, to muzyczne chwyty wyjątkowo chętnie wykorzystywane przez Hammilla. Dzięki nim kompozycje zyskały niebywale intrygujący charakter - otwierający album „Modern”, dzięki dobranym przez lidera Van Der Graaf Generator niecodziennym dźwiękom gitar, saksofonu i instrumentów klawiszowych wprost odrywa odbiorcę od rzeczywistości, budząc wręcz uczucie niepokoju. „Red Shift” z kolei wprowadza w muzyczny trans dzięki charakterystycznemu rytmowi perkusji, pogłosom w wokalu Hammilla oraz psychodelicznemu, nieco „frippowskiemu” solo gitarowemu Randy’ego Californii.
Odważne wykorzystywanie dostępnych możliwościom i talentowi Petera Hammilla środków wyraża się również w głębokich, potrafiących poruszyć nie mniej, aniżeli muzyka, tekstach. Należy przy tym zwrócić uwagę, że album jest świadectwem wyjątkowej umiejętności tego artysty do momentami niemal jednorodnego scalania oddziaływania obydwu mediów – słowa i dźwięku. Znakomicie wyraża się ona w prawdziwej perle tego albumu – „The Lie (Bernini’s Saint Theresa)”. Tekst Hammilla odnajdujący w słynnej barokowej rzeźbie cienką granicę między religijnym uniesieniem a perwersją, czy w gruncie rzeczy kłamstwo, jakim mogą karmić człowieka zaufane wartości, nie mógł zostać dobitniej wyrażony poprzez muzykę – Hammill śpiewa bądź uduchowionym głosem, bądź na granicy obłąkanego krzyku – całości wyrazu dopełnia zaś niemal „kościelny” pogłos fortepianu oraz podniosła, sakralna wręcz partia organów. Zmysł artysty do ujednolicania wyrazu muzyki i słów jest zaś cechą określającą charakter wspaniałego, epickiego zakończenia albumu. Utwór „A Louse Is Not a Home” to progrockowe opus, w którym egzystencjalny tekst w sposób absolutnie integralny współgra z muzyką – od samego początku aż po ostatni, „znikający” dźwięk poprzedzony wyśpiewywanymi z coraz mniejszą siłą słowami: „Sometimes I think I’ll disappear”…
Nie ulega wątpliwości, że „The Silent Corner and the Empty Stage” nie jest łatwą płytą, aczkolwiek mimo mnogości wspomnianych artystycznych eksperymentów, w żadnym wypadku nie można nazwać jej dziełem formalnie „przegadanym”. Znalazły się zresztą na niej również i takie utwory, którym Hammill nadał znacznie uboższą formę, nie szczędząc im jednak uroku, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej. Stanowią one ładne, liryczne dopełnienie odważnej, nietuzinkowej, intrygującej muzyki wypełniającej tę płytę. Płytę będącą jednym z najwybitniejszych dzieł w dyskografii Petera Hammilla, a równocześnie tym spośród jego albumów, który chyba najszybciej przypadnie do gustu wszystkim, którym najbliższe są progrockowe dokonania tego artysty w Van Der Graaf Generator.