Townsend, Devin - Terria

Wojtek "Foreth" Bieroński

"You are so beautiful to me".

Image

„Pory roku, a muzyka”. O czym wtedy myślisz? Bo ja głównie o jesieni i lecie. Dużo jest bowiem płyt, które klimatem wpisują się w te dwa elementy nieskończonego cyklu życia i śmierci. Jesienna scena skandynawska oraz radosne, „plażowo-imetbeautifulgirlowe” rytmy i melodie udowadniają, że jesień i lato są bardzo bogato reprezentowane w muzyce. A co z wiosną, od której cały cykl się zaczyna? A może na której wszystko się kończy (aluzję być może zrozumiesz za rok, za dwa)? Jakakolwiek by była odpowiedź, o czym myślisz, gdy oczyma  wyobraźni próbujesz dostrzec muzykę wręcz eksplodującą życiodajną energią i witalnością? Jeśli mogę się wtrącić, ja myślę głównie o Terrii.

Wszystko zaczyna się tak, jakby nie miała to być podróż w głąb całego procesu stworzenia, lecz jakiś urbanistyczny koncept, których wiele mieliśmy w muzyce, w kinie i literaturze. Ale wtedy w czterdziestej sekundzie to gitarowe arpeggio. Gdy słyszysz je po raz pierwszy chyba jeszcze nie zdajesz sobie sprawy, że w tym miejscu zaczyna się frapujący klimat dźwiękowy, który nie opuści cię do samego końca podróży do wnętrza Terrii. Ale w razie powtórnego słuchania to dla ciebie pierwszy dreszcz i zarazem sygnał ostrzegawczy. Oho, startujemy!

...into the month of May

66 minut później jest już po wszystkim. I znów – w wypadku pierwszego razu czujesz się być może rozczarowany, a nawet zniesmaczony. Gdy ten raz jest zaś dla ciebie powrotem, czujesz, że nie masz już dokąd iść, bo byłeś już wszędzie. I zasmakowałeś wszystkiego. Tropiki, spowita mgła i smagana chłodnym wiatrem równina z majaczącymi daleko gdzieś górami, łagodna bryza i prawdziwe tornado, motyle i stokrotki, ogród zoologiczny, park jurajski i oceanarium, tyle że bez granic, krat i szyb.

I tak sobie wędrujesz i smakujesz wszystkiego, a w tle Townsend wspina się na kolejne piętra absurdu. Coś tam śpiewa o Bogu, o tym że każdy hetero jest gejem, że mu się nudzi. Generalnie teksty wpisują się tutaj doskonale w tradycyjnie dla tego artysty zwariowaną warstwę liryczną. W jednym jednakże Townsend ma rację:

...the message is: ‘THERE IS NO MESSAGE’

W istocie, na Terrii teksty są i zarazem ich nie ma. Zagłębiając się w tę płytę tworzysz „message” wyłącznie dla siebie. To twoja podróż i nic cię nie interesuje. Chyba że z czymś, o czym nawija Devin, szczególnie się identyfikujesz, być może coś cię wyjątkowo porusza, wtedy przebija się to do świadomości i staje się nieodłącznym towarzyszem twojej podróży. Myśli możesz odrzucić – jesteś wolny jak ptak. Jednakże warto czasami zdobyć się na refleksję, zwłaszcza, że gdy ogarniesz ten cały magiczny wszechświat, który Terria pozwala zrozumieć i do głębii poznać, czujesz przede wszystkim podziw.

...you are so beautiful to me

W istocie, świat jest genialny. Roine Stolt zwracał na to uwagę na płycie The Flower King, śpiewając: Z tymże Stolt chciał również w ten sposób podkreślić genialność wszechmocnej istoty – Kwiatowego Króla. No tak, fajnie... tylko co nam z tego geniuszu, jeśli Króla w ogóle nie ma.

...feel like there’s nobody here

To na krótszą metę (66 minut) wspaniałe, na dłuższą (życie) - dramat. Czujesz, że prawdopodobny, ponieważ pojawia się obraz, obiektywnie istniejącej sfery, o której nie chcemy myśleć, wmawiając sobie przez bezsilne, egzystencjalne łzy..

...tiny tears

...że coś w tej historii, której uczono nas od samego dzieciństwa, jest bardzo nie tak. Kolejne koraliki, byle nie widzieć, że...

...anytime you need it man, I won't be there

...bye nie rzec...

...anytime you call, Suffer!!!

Podróżujemy jednak dalej. Przez życie i przez Terrię. A wraz z kolejnymi minutami przygody z tą ostatnią coraz bardziej dostrzegasz genialność stworzenia, o której to pisałem przed chwilą, jak również tragizm tego, że my, z ugruntowanymi opozycjami prawda-fałsz, piękno-brzydota i dobro-zło zupełnie nie pasujemy do tego świata, w którym wszystko poza nami jest perfekcyjnie neutralne.

Kończysz swoją wędrówkę, za każdym razem z innymi wnioskami. Dźwięczą ci w uszach jeszcze ostatnie słowa, które śpiewał Devin i zwykle z konsternacją stwierdzasz, że masz gdzieś większość tego, o czym śpiewał. Zresztą Townsend na pewno nie chciał, byś zwracał na to uwagę. Przecież „there is no message”, a „róbta, co chceta” nie jest w wyobraźni jedynie hasłem - dla niektórych - postępowo-wolnościowym, czy – dla kolejnych niektórych – lewacko-libertyńskim, lecz całą esencją wędrowania. Być może dźwięczy ci w uszach także dość ostry kontrast cudownych, łagodnych melodii z obecnymi w tekstach wulgaryzmami. Wiesz, że można powiedzieć: „tyle tego w muzyce!” Niemniej jednak takie słownictwo w prog-rocku spod znaku elitarnego wydawnictwa (czy to się komu podoba, czy nie), jakim jest Inside Out, to rzadkość. Tak więc trudno się dziwić, że zdębiałeś, gdy w balladzie, sennym głosem, jakiego używa się do zdań „ale ten mecz kiepski”, Townsend z uczuciem przemówił „but now, fuck off...”. A to przecież tylko pierwszy z brzegu przykład.

Ale i o tym w końcu zapominasz lub przynajmniej przestajesz na to zwracać uwagę. Pamiętasz jednakże o kilku rzeczach:

- że to rewelacyjna, wspaniała płyta,

- że album ten powinien pogodzić tych, którzy uważają, iż w muzyce najważniejsza jest kompozycja, ze słuchaczami podkreślającymi rolę aranżacji, brzmienia i umiejętności instrumentalistów. Na Terrii jedno nie mogłoby istnieć bez drugiego. Przepiękne pomysły i melodie, których blask podkreśla niezwykłe brzmienie płyty, gdzie pogłos gitar odbija się od górskich skał oraz tafli jezior i mknie, i mknie, i mknie...

- że wydawnictwa tego nie doceniono w prasie tuż po jego premierze. Powinieneś wiedzieć, jak żałuję, że wcześniej przeczytałem kilka recenzji nim trafiłem na komentarze słuchaczy, dotyczące tej płyty w obrębie progarchives.com. Przez to przynajmniej ja poznałem Terrię o wiele za późno. W kontekście tego, że można z tego albumu czerpać jak z magicznej studni, być może coś straciłem bezpowrotnie. Z drugiej strony cóż jest bezpowrotnego w cyklu życia i śmierci? Pamiętaj o tym, gdy upadniesz.

Do kogo się zwracam, mówiąc o tobie? Do samego siebie. Nie mam jednakże syndromu Golluma, gadającego z sobą samym gdzieś pomiędzy Gondorem, a Mordorem. Po prostu...

...I feel like there’s nobody here...

...więc mówię do mnie, a słyszy mnie cała Terria, gdzie głos ten odbija się od górskich skał oraz tafli jezior i mnie, i mknie, i mknie...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!