Hourglass - Oblivious To The Obvious

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageZespół Hourglass działa w składzie: Brick Williams - gitary, Michael Turner - wokal, John Dunston - perkusja, Jerry Stenquist - klawisze oraz Eric Blood - bas i wokal. Najnowszy album zespołu wydany jest jako podwójny krążek. To kawał niezwykłej muzycznej wędrówki w krainę progresywnego  metalu.

Disc nr 1: Już na wstępie otwierającego płytę dwuczęściowego utworu „On The Brink” słychać, że panowie i ich muza to nie przedszkole. To wyższa szkoła jazdy. Pachnie cudnie "dreamowato", słychać progresywny, czasem nawet symfoniczny klawisz, a wokal Williamsa jest mocny i prawdziwie metalowy, "prawie" growlowy.  Słychać też symfoniczne instrumenty i trąbki. Co za przepych! Gitary kroczą ciężko, a wokalista już  na wstępie częstuje smaczkiem swoich niesamowitych możliwości.  Jak dla mnie perkusja mogłaby być wyraźniejsza, a stopa bardziej dynamiczna. Od 8 minuty 20 sekundy gitarnik solowy zasuwa, oj zasuwa. Robi się bardzo milutko, bo po chwili pojawia się metalowy jad wokalny. Oops… 12 minut 35 sekund - to czas numeru pierwszego. To rasowy
„progres gniot”, ale nie dłuży się ani trochę...

Część druga tego utworu zaczyna się bardzo tajemniczo i subtelnie: pianino, fajne tło klawiszy, szumy wody, melodia i klimat - wytchnienie dla rozedrganej jeszcze duszy po numerze pierwszym. Od 2 minuty mamy ciekawy „pochód” gitary basowej i jej interakcję z gitarą elektryczną. To dość lekki i przyjemny numer.

Wstęp do kompozycji trzeciej, „Homeward Bound”, jest niczym z jakiegoś filmu: woda, szum wiatru, liczne efekty stereo dają znać o sobie, o proszę, nawet cytra jest i grana przez nią akustyczna hiszpańska nuta. Panuje tu bardzo dobry klimat, aż nie chce się by ten Amigo "gitarny" przestawał, bo udaje mu się stworzyć mega klimat z tamtych stron. Może zagrają jeszcze jakieś kastaniety?... Czekam, czekam i co…? Wchodzą riffy, ostra perkusja, klawiszowiec podbija nastrój. Brawo! A od 3 minuty 37 sekundy to już naprawdę zero komentarza! No przepraszam, ale nie jestem w stanie tego przemilczeć: mistrzostwo! Słychać i czuć świetny warsztat i niesamowity temperament muzyków tworzących ten zespół.  Wszystkich!!! Kawał świetnej roboty! Utwór trafił w moje oczekiwania. Nie ma ściemy. Jest warsztat i wyobraźnia. Razem daje to po prostu arcydzieło!

„Pawn II” to utwór numer 4, utrzymany w umiarkowanie bajecznym tempie, taki przestrzenny klimat, trochę balladowy. Za to numer 5, znowu kilkuczęściowy „38th Floor”, już od samego początku uderza machiną progresu i niesamowitym tempem. Bas w tym utworze jest na szkolną "5", w szczególności od drugiej minuty, bo to niewątpliwie kawałek nasączony tym instrumentem. W ogóle całość tego ciekawego, 21-minutowego utworu to prawdziwy miód dla uszu...

Krążek nr 2 to kolejne 70 minut muzy, 9 kompozycji, całość to potężna dawka muzyki, a każdy kolejny numer poprzedza jakby małe, krótkie intro - prolog. Numer pierwszy nosi tytuł „Facade” i zaczyna go delikatny, nieco poważny i smutny w wydźwięku klawisz, do którego zaraz ładnie dołącza i oplata go niczym bluszcz gitara akustyczna. Do tego wszystkiego mamy jeszcze pięknie brzmiący i pulsujący rytm, klimat jest wyraźnie zarysowany, czekam na wokal… o, i proszę mam, nawet dwa śpiewające głosy (Turner i Blood)! I to bardzo dobre.

Kolejne nagranie, „Skeletons”, a właściwie już samo jego intro jest spoko, a dalej po prostu kosmos. Muzyczny kosmos! Bruce D. nie powstydziłby się umiejętności wokalnych kolegi Williamsa. Słychać, że chłopaki lubią odjechać w bardziej klasyczne krainy metalu, nie ograniczają się i za to stawiam im ogromny plus. I tak jest już do końca płyty. Panowie z Hourglass grają mniej lub bardziej klasycznie prog metalowo, a czasami pozwalają sobie na bardziej eksperymentalne hard rokowe patenty. Potem na płycie mamy jeszcze 7-minutową akustyczną balladę „Estrayed”, 10-minutowy ekstremalny instrumental „Delerium” i na deser trwające… 30 minut nagranie tytułowe!

Mój skromny opis to i tak zaledwie kropelka w morzu tego, co dzieję się na tej płycie. Reszty musicie doświadczyć sami.

Reasumując, muszę przyznać, że nie znałem wcześniej tej formacji. Podoba mi się wszystko na tej płycie. Nawet jej okładka. Na niej młoda osóbka, dziewczyna, sama pośród dzikiego lasu, wśród czaszek  i ciemności, odziana w białą "koszulę nocną" (klimat prawie jak ALICE z Anihilator ("Alice In Hell")), w tle unosi się mgła lasu, prawie strach… Owa postać stoi w samotności, a w ręku dzierży lampkę, by rozjaśnić sobie drogę. Cóż to za metafora? Owa panienka ma zaklejone oczy... Czemu? Zapraszam do zapoznania się z twórczością grupy Hourglass i jej podwójnym albumem  "Oblivious To The Obvious", to być może dowiecie się prawdy...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!