Anathema - We're Here Because We're Here

Aleksander Gruszczyński

ImageZanim dostałem najnowszą płytę Anathemy do zrecenzowania zajrzałem do mojej skromnej dyskografii tego zespołu żeby przypomnieć sobie jego wcześniejsze dokonania. I przypomniałem sobie dlaczego nigdy nie zostałem jego fanem. Po nowej płycie nie obiecywałem sobie szczególnej zmiany stylu zespołu i tak też jest. Ale recenzję zacznę jak zwykle od okładki.

Jak na mroczny styl Anathemy, okładka „We're Here Because We're Here” jest zaskakująco jasna, rzekłbym świetlista. Błękitne niebo , chyba plaża, a może coś innego, nie jestem w stanie stwierdzić co takiego znajduje się w dolnej części okładki, oraz umiejscowiona centralnie postać na tle słońca, a to wszystko zwieńczone skromnym napisem z nazwą zespołu i jeszcze mniejszym tytułem płyty. Okładka zdecydowanie nie zapowiada tego co znajduje się na krążku. Nie zachęca też jakoś specjalnie do zapoznania się z zawartością, chociaż wprowadza element tajemniczości. Myślę, że każdy będzie mógł ocenić sam gdy płyta znajdzie się na sklepowych półkach.

A muzycznie płyta jest utrzymana w klimacie podobnym do poprzednich wydawnictw Anathemy, czyli jest mrocznie i momentami gitarowo. Jednak mnie całość nie zachwyciła. Cytując popularną amerykańską kreskówkę dla dorosłych: Simpsonowie już to zrobili. Nie można odmówić solidności wykonania temu albumowi, ale mam wrażenie, że nic nowego nie zostało odkryte.

Nie ukrywam, że z każdym kolejnym utworem zaczynającym się od wstępu na klawiszach i wokalu z lekkim pogłosem coraz bardziej chciałem zatrzymać odtwarzanie. Ot, to już gdzieś słyszałem. Ale warto przebrnąć przez te wstępy, bo co by nie mówić o całości „We're Here Because We're Here”, trzeba przyznać, że muzycy Anathemy prezentują na nim niemałe umiejętności.

Tak jak wszystkie ostatnie płyty zespołu, tak i ta składa się z fragmentów spokojniejszych, gdzie główną rolę odgrywają akompaniujące klawisze lub gitara i wokal, oraz tych ostrzejszych, znacznie bardziej gitarowych. Jednak na „We're Here Because We're Here” tych pierwszych jest zacznie więcej. Ogólnie rzecz biorąc płyta ta została nagrana w sposób całkowicie przeczący współczesnym trendom i jest bardzo cicha. Jest to miła odmiana po tym wszystkim, co pojawiło się na rynku ostatnimi czasy (np. nowa płyta Asii) i atakowało uszy słuchaczy nadmiarowymi decybelami oraz hiperkompresją.

W trakcie słuchania można mieć nadzieję, że płyta się rozkręci w miarę słuchania, i rzeczywiście tak jest. Na początku brzmi ona mocno odtwórczo, ale już piąty w kolejności utwór „Angels Walk Among Us” niesie ze sobą pewien powiew świeżości. Ósme „Get Off, Get Out” po dość powolnym początku mile zaskakuje dynamiką i brzmieniem, a niemal całkowicie instrumentalna, zamykająca płytę, kompozycja „Hindsight” jest kwintesencją tego, co pokazuje cały album, ale jednocześnie przenosi to na wyższy poziom. Gdyby cała płyta była jak ten utwór można by ją uznać za niemal idealną.

Całość można podsumować na czwórkę i to moim zdaniem z minusem, ale nie oznacza to, że jest to słaba płyta, po prostu mi nie przypadła do gustu. Tym niemniej dla fanów jest to propozycja obowiązkowa, ale tym, którzy dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z zespołem Anathema odradzam „We're Here Because We're Here”. Ja fanem po przesłuchaniu tego albumu nie zostanę.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!