Album „In Real Time” to nie zapis jednego występu, a zbiór koncertowych nagrań Johna Waite’a zarejestrowanych podczas jego ubiegłorocznego tournee. Jest to zarazem koncertowy przegląd największych hitów tego wokalisty zarówno z jego solowego dorobku („Change”, „Missing You”), z czasów, gdy występował z grupą The Babys („Back On My Feet Again”, „Head First”) oraz pamiętających czasy supergrupy Bad English („Best Of What I Got”, „When I See You Smile”). W zestawie tym znalazło się też miejsce na żywiołowo wykonany ledzeppelinowski klasyk „Rock And Roll”. Aż trudno uwierzyć, że wszystko to pomieściło się na tym trwającym niespełna 3 kwadranse krążku.
Bo tak naprawdę to bardzo prosta płyta. Nieudziwniona, nienapchana muzyką do granic wytrzymałości, zawierająca proste i nieskomplikowane melodie. Zagrana w prosty, bezpretensjonalny, by nie rzec, oszczędny wręcz sposób. Na scenie śpiewającemu soliście towarzyszyło zaledwie 3 muzyków: Tim Hogan na basie, Luis Maldonado – na gitarach oraz Billy Wilkes – na perkusji. „Chciałem nadać tej muzyce ducha lat 60. Czasów, kiedy najważniejsze było granie na żywo. Czasów, gdy liczyły się melodyjne piosenki i kiedy jeszcze nie było miejsca na zalewającą nas dziś zewsząd komercję. Czasów, gdy beztrosko wsiadało się do vana, spało na wzmacniaczach i godzinami przemierzało się trasę, by co wieczór grać w innym miejscu”- tak o pomyśle na tą płytę mówi John Waite. I choć jego muzykę – paradoksalnie - najbardziej ukochały sobie nazywane dzisiaj komercyjnymi, stacje radiowe, to nie można jego słowom odmówić racji. Ten Brytyjczyk, który - znów paradoksalnie, zapewne ze względu na niemodną po tej stronie oceanu „stadionową” odmianę rocka, w której się specjalizuje - swoje największe sukcesy odniósł w Stanach Zjednoczonych, doskonale wie, co mówi.
Wykonana w prosty, często nieomal surowy, sposób muzyka, tu w dodatku przyprawiona o żywiołowe oklaski publiczności to niezwykła okazja, by przypomnieć sobie liczne przeboje tego artysty. Ten swoisty przegląd jego dorobku to może nie rzecz wybitna, ale czasu spędzonego z tą płytą nie sposób uznać za stracony.