Majestic - Arrival

Artur Chachlowski

ImageMniej więcej rok temu Morfina zamieścił na naszym portalu recenzję poprzedniej płyty amerykańskiego muzyka Jeffa Hamela ukrywającego się pod pseudonimem Majestic (do lektury recenzji albumu „Descension” odsyłam tutaj). O ile pamiętam, to nie za bardzo podobał mu się tamten krążek. Aby nie męczyć go kolejną płytą Majestica, sam sięgnąłem po wydawnictwo „Arrival”. No i… nie jest tak źle. Pierwsze, co odróżnia je od poprzedniego krążka, to czas trwania utworów. Zamiast niepowiązanych ze sobą kilkunastu krótkich piosenkowych nagrań, Jeff postanowił na swojej nowej płycie zamieścić wyłącznie długie utwory. Jest ich na „Arrival” cztery: „Gray” trwa 22 minuty i 38 sekund, „Wish” oraz „Glide” po około 10 minut, a całość wieńczy tytułowa suita o łącznym czasie… 36 minut.

Kolejnym novum w muzyce Majestica jest zaproszenie do nagrania płyty wokalistki. Jest nią Jessica Rasche, i trzeba przyznać, że dziewczyna ma kawał głosu. Zdecydowanie jej udział wpłynął na poprawę sekcji wokalnej w projekcie Hamela. Wprawdzie i on także od czasu do czasu „zabiera głos” na tej płycie, ale słusznie raczej chowa się gdzieś w cieniu, stanowiąc zaledwie tło, czy może uzupełnienie, dla wokalnych partii Jessiki.

Natomiast w „departamencie instrumentalnym” nie zmieniło się nic. Hamel gra na wszystkich instrumentach (gitary, bas, syntezatory) oraz programuje perkusję… No właśnie, gdyby nie drażniący uszy nachalny i uporczywy dźwięk „sztucznej perkusji” oceniłbym tę płytę, jako dość dobrą. A tak mam z tym spory problem. Niewątpliwie elektronika odbiera sporo uroku muzyce, którą słyszymy na „Arrival”. Bo przecież słychać w niej mnóstwo ciekawych pomysłów i niecodziennych rozwiązań formalnych (często przypominają mi one na przykład słynną kompozycję Vangelisa „The Friends Of Mr.Cairo”, pewnie poprzez wykorzystywanie pozamuzycznych efektów i dochodzących z oddali głosów).

W kompozycjach Hamela słychać duży rozmach, chęć zmierzenia się z epickością i art rockową kompleksowością, ale nie wszystko na tej płycie mu się udało. Nie wszystko gra tu tak, by serce zabiło mocniej, a na plecach pojawiły się miłe ciarki… Myślę, że muzyce projektu Majestic daleko jeszcze do – nomen omen – symfonicznego-rockowego majestatu, co niewątpliwie było celem „ćwiczenia” na płycie „Arrival”. No i jeszcze ten nieszczęsny automat perkusyjny…

Może na kolejnej płycie będzie lepiej?...

www.mals.ru

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!