Slychosis - Slychedelia

Artur Chachlowski

ImageTrzylata temu grupa Slychosis wydała swój debiutancki album. Zyskał on moją umiarkowaną sympatię, czemu dałem wyraz w zamieszczonej na naszych łamach recenzji. Teraz, wraz z drugim krążkiem jest odrobinę lepiej, choć przyznam, że nowy album też nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Dość powiedzieć, że w całym pakiecie o nazwie „Slychedelia” najlepiej prezentuje się szata graficzna rosyjskiego grafika Vladimira Moldavsky’ego (www.vladimir-moldavsky.narod.ru). Swoimi efektownymi rysunkami stworzył on ciekawą oprawę graficzną książeczki, a także zilustrował treść poszczególnych utworów stanowiących program płyty. A jest ich na „Slychedelii” dziesięć. Dość zróżnicowanych, chwilami jakby powyjmowanych z różnych muzycznych półek, trochę niespójnych i, jak dla mnie, wykonanych bez wyrazu i niezbędnego poweru.

Od samego początku wyraźnie słychać, że Slychosis to zespół jednego człowieka. Jest nim Gregg Johns, który nie dość, że skomponował cały materiał wypełniający płytę „Slychodelia”, to śpiewa i gra on na gitarach, basie, mandolinie, syntezatorach oraz programuje urządzenia komputerowe (co szczególnie w przypadku perkusji słychać bardzo wyraźnie; i niestety jest to jedna z podstawowych wad brzmienia jego formacji…). Towarzyszy mu długa lista wykonawców z dwojgiem stałych współpracowników na czele: James Walker gra na gitarze basowej, a Jeremy Mitchell na perkusji. Jest jeszcze śpiewająca pani Ceci Smith, która swoim dość płasko brzmiącym głosem prowadzi główną partię wokalną w utworze „Cosmic Irony” i, by nie być totalnie złośliwym, powiem tylko, że jej śpiew nie stanowi najmocniejszego punktu programu tego wydawnictwa.

Czy jest zatem na „Slychedelii” coś, co może się podobać? Z muzycznego punktu widzenia za wyróżniające się na tym krążku mogą uchodzić instrumentalne kompozycje w solowym wykonaniu lidera całego przedsięwzięcia. Miniepik w postaci „Flag Of Dimbu” naprawdę robi wrażenie. Nie gorzej wypada też „Hearts Of Space”, a już chyba najbardziej spektakularnie prezentuje się kompozycja „For Vlad” dedykowana wspomnianemu już wcześniej autorowi projektu graficznego. Kilkakrotne interludia w postaci beczenia baranów i ryczenia krów (!!!) tylko dodają temu nagraniu kolorytu. Piszę to bez ironii. Ten przaśny zabieg robi naprawdę niezłe wrażenie.

Pozostałe utwory na płycie to misz masz różnych stylów i pomysłów. Na przykład w „Distrust” Gregg zastosował artystyczny zabieg w postaci narracji, który nawiązuje do charakterystycznego sposobu ekspresji spopularyzowanego swego czasu przez zespół Flash And The Pan. „St. John’s Wood” to kolejny instrumental, który oprócz swojej wielowątkowości (utwór posiada aż sześć części, co dziwi o tyle, że trwa on niespełna siedem minut) zachwyca autentycznym pięknem. „Metaphysical Fitness” to ballada, która choć trochę zbyt słodka, wydaje się być najciekawszym utworem wokalnym na płycie. Bardzo fajnie brzmi zagrane w tym utworze przez Chipa Griffitha solo na saksofonie tenorowym. Z kolei „Afterlife” ze swoją senną atmosferą powinien stanowić nastrojowe zwieńczenie albumu, tymczasem, nie wiedzieć czemu, tuż po nim, na samym końcu płyty grupa Slychosis umieściła jeszcze nagranie „Crimson Fields Of Glory”. Ale ani celtycki wstęp na dudach, ani patetyczna narracja niejakiego Todda Searsa (recytuje on swój wiersz), ani odgłosy z pola bitwy, ani końcowe solo na syntezatorach nie są w stanie uczynić z tego utworu finału godnego dobrej płyty.

Myślę, że Gregg Johns wraz z kierowaną przez siebie grupą nie do końca był pewien, jak w istocie ma wyglądać album „Slychodelia”. Wbrew swojemu tytułowi nie jest to płyta zawierająca muzykę psychodeliczną. Stanowi ona raczej zlepek licznych, trochę nieuporządkowanych i nie zawsze spójnych pomysłów, a sam lider zespołu trochę jakby nie może się zdecydować, czy chce być nowym Vangelisem lub Emersonem, czy raczej liderem pełnoprawnego (prog?) rockowego zespołu.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok