Shadow Circus to jeden z takich prog rockowych zespołów, które słowo „progresywny” rozumieją w sposób dosłowny. Nie odwołuje się więc wprost, a przynajmniej przez większą część wydanej niedawno płyty „Whispers And Screams”, wyłącznie do tradycji tego gatunku, czyli do klimatów znanych z płyt wydawanych w latach 70. Lider zespołu, John Fontana, stawia raczej na progres rozumiany dosłownie. Stara się wpleść w komponowaną przez siebie muzykę jak najwięcej elementów, które niekoniecznie, przynajmniej na pierwszy rzut ucha, wydają się pasować do progresywno-rockowych dźwięków w sposób oczywisty.
Dlatego niech nikogo nie zadziwią elementy rozkrzyczanego punk rocka, które rozlegają się w pierwszej części ponad trzydziestominutowej (!) kompozycji „Project Blue” otwierającej najnowsze wydawnictwo tego amerykańskiego zespołu. Podobnie jest w siódmej, ostatniej części tej suity zatytułowanej „Coming Back Home To You”. Z tym, że to nie punk, a przepiękna ballada mocno zakotwiczona w bluesowych klimatach, która z całą pewnością mogłaby istnieć samodzielnie i to niekoniecznie na prog rockowej płycie. Pomiędzy nimi znajdują się inne fragmenty nawiązujące z jednej strony do najlepszych tradycji rocka lat 70. (Led Zeppelin, Jethro Tull, Rush), a z drugiej – do współczesności, gdyż wyraźnie można wychwycić w nich motywy bliskie twórczości Spock’s Beard, Glass Hammer, a nawet wczesnego Marillion. Półgodzinna suita „Project Blue” to dzieło tyleż monumentalne, co dość eklektyczne. Niemniej nie sprawia ono absolutnie pozszywanego na siłę. To prawdziwy, rozumiany w tradycyjny sposób, epik, którego tekst oparty jest na powieści „The Stand” Stephena Kinga. Jednym słowem: muzyczny horror. Ale tylko z literackiego punktu widzenia. Bo słucha się go naprawdę dobrze.
Ale chyba jeszcze lepsze jest drugie pół godziny płyty. Składają się na nie 4 samodzielne kompozycje, które jeszcze bardziej podkręcają tempo i wynoszą album „Whispers And Screams” na jeszcze wyższy pułap. „When Morning Comes” to rzewna gitarowa ballada z teatralnym wokalem Davida Bobicka utrzymanym w stylu starych piosenek duetu Simon & Garfunkel. Bardziej rozbudowany charakter ma 10-minutowa kompozycja „Whilloughby”. Cechuje się ona epickim rozmachem, i to zarówno z muzycznego (świetne instrumentarium, podniosłe partie wokalne), jak i literackiego (to rzecz z gatunku science fiction) punktu widzenia. Z kolei „Angel” to najbardziej melodyjny utwór na płycie, utrzymany w bardzo powolnym tempie i spokojnym, wyciszonym nastroju. Jest on przygotowaniem pod kolejny pompatyczny, a zarazem ostatni numer na tym albumie. Jest nim instrumentalna kompozycja "Then In July, The Thunder Came” utrzymana w rytmie klasycznego bolera. Stanowi ona udane zwieńczenie płyty „Whispers And Screams”.
Trzeba podkreślić, że nie jest to album łatwy. Aby go „rozgryźć” potrzeba trochę czasu. Szczególnie dotyczy to tej długiej, wielowątkowej kompozycji „Project Blue”. Pozostałe segmenty płyty są dużo łatwiejsze w odbiorze i już nawet przy pierwszym zetknięciu wpadają w ucho i potrafią intrygować poszukującego słuchacza. Niełatwa, ale godna uwagi to płyta. Górne rejony stanów średnich…
Tak czy inaczej, po spędzeniu mnóstwa czasu z albumem „Whispers And Screams” jestem przekonany, że to spory krok naprzód zespołu Shadow Circus w stosunku do, i tak niezłego, debiutanckiego krążka „Welcome To The Freakroom” z 2006 roku.