„The Wish” to wymarzony projekt, który tkwił w moim umyśle od czasów mojego dzieciństwa. Już wtedy wymyśliłem dla własnych potrzeb płytę, która wiązałaby siłę i energię, jaką niesie ze sobą pełnowymiarowy zespół, ale byłaby dziełem tylko jednego człowieka. Mnie. Takim moim muzycznym dzieckiem. Włożyłem wiele lat pracy w ten projekt i teraz jestem dumny przedstawić wam gotowy produkt. Mam nadzieję, że słuchając tej płyty wyczujecie determinacje i wiarę, którą pokładam w to solowe przedsięwzięcie, które ma jednoznaczne multiinstrumentalne podejście w każdą pojedynczą nutę i dźwięk” - tak pisze we wstępie do firmowanego przez siebie albumu „The Wish” kanadyjski artysta Daniel Gauthier.
Istotnie, gra on na tej płycie na wszystkich instrumentach, także śpiewa, a ponadto zaprogramował wszelkie dźwięki instrumentów perkusyjnych. Mało tego, nagrał on „The Wish” w swoim domowym studiu, osobiście zajął się produkcją oraz – czego nie potrzeba chyba podkreślać – sam skomponował muzykę i napisał teksty wszystkich utworów stanowiących program tej płyty. W przypadku „The Wish” pod każdym względem mamy do czynienia z dziełem na wskroś solowym. Przypomnijmy, nie jest to debiutancki krążek Kanadyjczyka. Dał się on już poznać słuchaczom albumem, „Above The Storm” wydanym w 2000 roku. Wtedy towarzyszyli mu inni muzycy, lecz teraz przedstawia on swoje solowe możliwości w pełnej krasie.
Album „The Wish” wydany jest w formie atrakcyjnego digipacka ze skromną, zaledwie czterostronicową miniksiążeczką, w której wydrukowano teksty poszczególnych utworów. Jest ich w sumie 8, z tym, że nagranie tytułowe rozdzielone jest na dwie części, które odpowiednio otwierają i zamykają to wydawnictwo. Pierwsza część tytułowego utworu pełni rolę instrumentalnego wstępu. Wstępu do trwającej prawie godzinę całości, która układa się w dość przyjemnie brzmiącą sekwencję muzyczną. Posiada ona spokojny, by nie rzec zrelaksowany charakter. Muzyka Gauthiera sączy się z głośników w nienachalny i nienarzucający się sposób. Nie przeszkadzając, zaczyna intrygować. Słychać w niej mnóstwo akustycznych partii gitar, basu, do uszu docierają finezyjne harmonie wokalne. Nawet wziąwszy pod uwagę fakt, że głos Gauthiera nie należy do najmocniejszych punktów programu, to jego niedoskonałość wcale nie przeszkadza. Tak jak i elektroniczna perkusja. Przyznam szczerze, że czasami źle zaprogramowany aparat perkusyjny zniechęca mnie do zagłębiania się w tajniki muzyki, ale w przypadku „The Wish” brak „żywego” perkusisty jest prawie niedostrzegalny.
Jak już wspomniałem, muzyka wypełniająca to wydawnictwo sączy się przyjemnie i po pewnym czasie z tła, na które składa się mnóstwo przeróżnych prog rockowych dźwięków, zaczynają wyłaniać się konkretne tematy, coraz bardziej wyraźne obrazy, układające się w poszczególne utwory. Na szczególne wyróżnienie, nie tylko ze względu na swoje rozmiary, zasługuje trwająca 21 minut i 21 sekund suita „Song For Them”. To wielowątkowe epickie dzieło posiada mnóstwo walorów decydujących o ewidentnej przynależności kompozycji Gauthiera do progresywnego gatunku. Oj, nasłuchał się ten artysta muzyki grup Yes, Genesis oraz Barclay James Harvest, oj nasłuchał…
Ale cóż… Nie oczekujmy od każdego nowatorstwa i odkrywania nowych szlaków. Daniel Gauthier woli poruszać się po dobrze przetartych już ścieżkach. Słychać, że album „The Wish” to bardzo osobiste dzieło. Jego autor przedstawia na nim to, co od dawna mu w uszach grało, co przez długie lata siedziało mu w głowie i nie widzę powodu, ani tym bardziej sensu, by narzekać, że niewiele na tej płycie odkrywczego. Jakoś mi to nie przeszkadza. Wystarcza mi, że słyszę naprawdę dobrze skomponowaną i wykonaną muzykę, w dodatku na swój sposób całkiem nieźle przemyślaną i posiadająca swój niewątpliwy indywidualny charakter. To nic, że żaden z utworów na tej płycie nie dorównuje największym klasykom gatunku, ale przecież nie każdy od razu musi być alfą i omegą i nagrywać ponadczasowe płyty.
Naprawdę wystarcza mi, że przy albumie „The Wish” można spędzić miły wieczór (to dobra wiadomość dla uszu wyczulonych na prog rockowe dźwięki i klimaty), a także wyszukać kilka nieźle smakujących rodzynków w postaci utworów „Just For A While”, „Broken Wings”, „The Clock” czy wspomnianej już wcześniej przeze mnie suity „Song For Them”.
Tak więc na koniec pozwólcie, że wystawię tej płycie klasyczną szkolną czwórkę (wszak pomimo trwających wakacji początek nowego roku szkolnego zbliża się nieuchronnie). Chętnie postawię album „The Wish” na mojej półce z płytami i przez skórę czuję, że na pewno będę do niego od czasu do czasu powracał…