Jupiter Society - Terraform

Artur Chachlowski

ImageJupiter Society. Kto zacz, kto tworzy ten projekt, jak brzmi jego muzyka? – o tym wszystkim pisaliśmy w recenzji poprzedniego albumu tego zespołu „First Contact/Last Warning” (2008). Niezorientowanym powiem tylko, że na czele tworu o nazwie Jupiter Society, który jest czymś więcej niż tylko zespołem rockowym, stoi szwedzki muzyk i kompozytor, grający na instrumentach klawiszowych, Carl Westholm.

Album „Terraform” zaczyna się tam, gdzie płyta „First Contact/Last Warning” się kończy. Jest on właściwie sequelem zapoczątkowanej na tamtym krążku opowieści z gatunku science fiction (za większość tekstów również odpowiada Westholm) z tym, że kapitan Westholm zabrał w nową podróż odrobinę inną załogę. Na pokładzie pozostał wokalista Mats Levén (Krux, ex-Therion), ale za mikrofonem wspomagają go Nils Erikson, Öivin Tronstad i Cia Backman. Na instrumentach grają: Kulle i Marcus Jidell (Royal Hunt), Ulf Edelön i Peter Söderström – wszyscy na gitarach, Leif Edling (Canlemass, Krux), Stefan Fanden i Sebastian Blyberg – na basie, a także Lars Skjöld (Tiamat), Christer Jansson (Roxette) oraz Jonas Källsbäck – na perkusji.

Tak liczna ekipa pod wodzą Carla Westholma stworzyła kolejne pompatyczne dzieło o prawdziwie symfonicznym rozmachu, z dramatyczną ekspresją, potężnymi aranżacjami, chórami, orkiestracjami, narracjami i tryskającymi raz po raz pełnymi emocji partiami gitar, a przede wszystkim syntezatorów. Rozmach, przepych, barokowe ozdobniki przewyższają nawet najbardziej epickie dzieła Ayreonu, choć tak naprawdę Jupiter Society, choć młodszy i zdecydowanie mniej znany od projektu A.A.Lucassena, wydaje się być ze stylistycznego punktu widzenia wręcz bratem bliźniakiem Ayreonu, a poniekąd bliskim krewnym takich formacji, jak Nightwish czy Within Temptation.

Płyta zawiera siedem równych utworów i trudno właściwie któryś z nich jakoś szczególnie wyróżnić. Choć mnie – być może dlatego, że początek tej monumentalnie brzmiącej płyty wręcz wciska w fotel – najbardziej podobają się dwie otwierające całość kompozycje: „New Universe” (śpiewa Mats Levén) i „Rescue And Resurrection” (śpiewa Öivin Tronstad). Ale cała płyta jest dość równa i utrzymana w podobnym stylu, a wszystkie utwory brzmią – dosłownie - kosmicznie i aż gęsto w nich od wszelkiej maści ozdobników. Patos miesza się tu z pompą, epickie klimaty przeplatają się z ciężkim „barokowym” brzmieniem, a symfoniczny rozmach sąsiaduje z wielopiętrowymi aranżacjami. Wszystko to sprawia, że słuchając płyty „Terraform” odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z niesamowicie intensywnym graniem o uroczystym charakterze. Dobrze sobie to wszystko Carl Westholm wymyślił i nieźle to wszystko poukładał. Dzięki temu otrzymaliśmy stosunkowo niezłą płytę, która z pewnością jest w stanie zauroczyć szersze grono, niż tylko zatwardziałych wyznawców pełnego rozmachu symfonicznego rocka. Choć pewnie znajdą się i tacy, którzy określą to, co usłyszą na „Terraform” zadęciem i najzwyczajniejszym przerostem formy nad treścią. Kto ma rację? O tym trzeba przekonać się samemu.

www.progrockrecords.com

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!