Scapegoat - Victims Of Ourselves

Artur Chachlowski

ImageTen, ogólnie rzecz biorąc, stosunkowo niezły album cierpi z powodu słabej produkcji. Perkusja brzmi głucho, gitary często zlewają się z syntezatorowymi akordami w jedną ścianę dźwięków, a wokalom przydałoby się nadać bardziej selektywnego brzmienia i podrasować je niezbędnymi harmoniami. Pewnie cały materiał brzmiałby o niebo lepiej, gdyby został nagrany w profesjonalnym, a nie w domowym studiu braci Christiana (g,k,bg) i Petera (dr,v) Schützehuberów.

Scapegoat to w ogóle taki „domowy” projekt. Urodzeni w Monachium Christian i Peter tworzą wspólnie już od kilkunastu lat (ich pierwszy, domowej produkcji, album „Question Of Guilt” ukazał się w 1995 roku), a ich najnowsze dzieło „Victims Of Ourselves” jest już ich… dwunastą płytą długogrającą. Aż trudno w to uwierzyć, gdyż z nazwą Scapegoat nigdy nie zetknąłem się śledząc od wielu lat światowe serwisy poświęcone prog rockowi. Jedynym tego wytłumaczeniem może być to, że bracia Schützenhuberowie komponują głównie „do szuflady”, a ich koncerty (ostatnio do zespołu dołączył basista Marcelo Bonde) odbywają się nawet nie tyle rzadko, co sporadycznie, i to głównie w nieodległych od ich rodzinnego Monachium okolicach (przeważnie w Salzburgu).

Na płycie „Victims Of Ourselves” Scapegoat zamieścił aż siedemnaście piosenkowych utworów, które łatwo dają się wpisać w konwencję „melodyjnego rocka”. Co najmniej połowa z nich posiada w sobie spory potencjał przebojowości, niektóre z nich mają bardzo chwytliwe refreny („Multiple Choice”, „A Light In The Dark”, „Earth Burning”), a niektóre idealnie wpisują się w to, co kiedyś robił Supertramp („Nothing From Nothing”, „Boys Will Be Boys”), Elton John („Restless Mind”), Billy Joel („Survival Of The Fittest”), a nawet Marc Bolan i jego T.Rex („My Own Worst Enemy”, „Running Out Of Heroes”). Niekiedy delikatnie zahaczają o postpunkowe terytoria („Sabbath Year”), ale często zbliżają się też do prog rockowej stylistyki (instrumentalny ”The Sword Of Damocles”, balladowe nagranie tytułowe). Spora część spośród tych siedemnastu utworów to dobre rockowe piosenki, niemniej jednak w miarę słuchania tego rozciągniętego do granic wytrzymałości (74 minuty z sekundami) albumu, robi się niestety coraz nudniej i nieciekawie. Chyba dobrze zrobiłoby tej płycie okrojenie jej do, dajmy na to, dziesięciu utworów, no i poddanie jej lepszemu masteringowi i profesjonalnej produkcji. Ale nie zapominajmy, że Scapegoat to zespół wciąż działający po półamatorsku, bez managementu, bez dużej wytwórni płytowej, która by go wspierała, ani też nawet bez żadnego kontraktu dystrybucyjnego. Pewnie dlatego niewielu o tej grupie słyszało. Być może niniejszy tekst przyczyni się do tego, że na muzykę braci Schützenhuberów zwróci uwagę szersze grono słuchaczy. Bo, jako się rzekło, ich piosenki mają w sobie spory potencjał. Być może nie jest to czysty prog rock, ale niezła, melodyjna muzyka rockowa.

P.S. Pod tym linkiem można obejrzeć wideo, na którym album „Victims Of Ourselves” zaprezentowany jest w zwięzłej, dźwiękowo-filmowej, pigułce.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!