Carptree - Nymf

Artur Chachlowski

ImageMyślałem, że duet Carptree już przestał funkcjonować. Wszak ostatnio jego połowa, Carl Westholm, mocno skupiał się na rozwinięciu własnego projektu o nazwie Jupiter Society (dwie płyty tego projektu: „First Contact/Last Warning” oraz „Terraform” ukazały się odpowiednio w 2008 i 2009 roku). Tymczasem zaś, po cichu, bez szumnych zapowiedzi, ukazał się nowy, piąty już w dorobku tej szwedzkiej formacji album.

Płytą „Nymf” panowie Westholm (obsługuje on instrumenty klawiszowe) oraz Niclas Flinck (śpiewa), wspomagani tradycyjnie przez No Future Orchestra (w jej składzie znajdujemy między innymi śpiewających w chórkach, a znanych z Jupiter Society, Öivina Tronstada oraz Cię Backman, a także gitarzystę Ulfa Edelöna i basistę Stefana Fandéna), jednoznacznie i wprost nawiązują do tego, czym dali się poznać prog rockowej publiczności na swoich poprzednich płytach. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że album „Nymf” jest swego rodzaju sequelem wydanego przed trzema laty poprzedniego krążka duetu, „Insekt”. I to sequelem bardzo udanym.

Materiał zamieszczony na nowej płycie duetu ma formę zgrabnego (trwającego trzy kwadranse) zestawu składającego się z siedmiu kompozycji. Jedna z nich, to krótki instrumentalny przerywnik – „Between Extremes (Prelude)” – trwa zaledwie dwie minuty i umieszczona jest przed dwoma zamykającymi album nagraniami. I właśnie to one należą do moich najbardziej ulubionych nie tylko na płycie, ale i w całym dorobku Carptree. Nagranie „Sunrays” jest pompatycznym, wielowątkowym utworem o znamionach rozbudowanego (choć trwa ledwie sześć i pół minuty) pod względem instrumentalnym epiku. Natomiast kończące płytę nagranie „The Water” ma delikatny balladowy posmak, ale porywający refren, instrumentalne punkty zawieszenia oraz pełen emocji finał sprawiają, że mamy do czynienia nie tylko z pełnym patosu utworem, ale też i jednym z najbardziej wpadającym w ucho tegorocznym „przebojem”. Po każdorazowym wysłuchaniu tej płyty do końca, włączam ją sobie ponownie, by zwiększyć przyjemność obcowania z tak dobrym materiałem. Zakończenie tej płyty – palce lizać.

A przecież początek albumu też jest nienajgorszy. Składa się on z trochę bardziej mrocznych i cięższych utworów. Całość wspaniale otwiera potężnie brzmiąca kompozycja „Kicking And Collecting”. Ciężkim riffem, przewijającym się niczym hipnotyzujący motyw przewodni, zachwyca „Land Of Plenty”. Złożonością i rosnącym z minuty na minutę potencjałem nagromadzonych w sobie emocji epatuje bombastyczny numer zatytułowany „Dragonfly”… To praktycznie ciąg dalszy muzycznych wątków poruszanych już w utworze „Where Your Thoughts Move With Ease” z poprzedniej płyty.

Już z powyższego opisu widać, że album „Nymf” od pierwszej do ostatniej minuty przesycony jest pompatycznym brzmieniem, a poszczególne utwory aż kipią od emocji. Trzeba pochwalić obu panów – jednego za świetną wokalną interpretację, podbarwioną delikatną teatralną manierą, a drugiego za znakomitą grę praktycznie na prawie wszystkich instrumentach - za to, że kolejny raz (z tym, że „Nymf” bez wątpienia należy do grona najlepszych płyt w dorobku duetu Carptree) udowodnili, że nie mają sobie równych w tak umiejętnym kreowaniu niezwykłych nastrojów łączących w sobie melodykę, dojrzałe brzmienia, epicki rozmach, muzyczny patos i iście barokowy przepych.  Nagrali płytę, która w prosty sposób potrafi przemówić do wrażliwego słuchacza. Ogromne brawa za ten album, panowie Westholm i Flinck!
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!