Ordinary Brainwash - Labeled Out Loud

Artur Chachlowski

ImageNo i mamy „polskiego Stevena Wilsona”. Że tak jest, byłem już przekonany recenzując debiutancki krążek „Disorder In My Head” (2009), projektu Ordinary Brainwash, pod którym jednoosobowo kryje się multiinstrumentalista (v,g,bg,dr,k) Rafał Żak. Niemniej, wydany przed kilkoma dniami przez Lynx Music, jego drugi album jeszcze bardziej ugruntowuje mnie w przekonaniu, że Rafał jest bardzo mocno spowinowacony artystycznie z liderem Jeżozwierzy. Podobna wrażliwość artystyczna, podobny styl, w którym utrzymana jest muzyka, podobna wizja… Proszę tylko posłuchać: „(mój nowy) konceptualny krążek porusza temat kreowanych przez kolosy wydawnicze „gwiazdeczek”, kulturę stereotypowego szufladkowania wszystkiego, co możliwe oraz społeczeństw pozbawionych umiejętności weryfikowania informacji, którymi karmią je mass media”.

Swoimi odważnymi sądami Rafał Żak dorównuje Wilsonowi. A muzycznie? Muzycznie, bez żadnych wątpliwości, lider Porcupine Tree stanowi dla Żaka przeogromną inspirację. Ale, żeby wszystko było jasne, nie ma w tym stwierdzeniu cienia zarzutu. Przecież to najlepszy wzorzec z możliwych… Nowy krążek zatytułowany „Labeled Out Loud” to stylistyczny bliski krewniak płyty „Insurgentes” oraz niektórych produkcji spod znaku Porcupine Tree. Albo ich „włoskich kuzynów”, czyli grupy Nosound. Tak, twórczość Giancarlo Erry i jego zespołu też wyraźnie pobrzmiewa na nowej płycie Ordinary Brainwash. Posłuchajcie choćby utworu „Puppet”. Słychać to tutaj ewidentnie. Zresztą długimi chwilami zacierają się wszelkie różnice. Słuchając nowej płyty Ordinary Brainwash odnosi się wrażenie, że w powietrzu unosi się duch muzyki Porcupine Tree, Nosound, a także The Pineapple Thief… Poszczególne tematy płynnie przechodzą jedne w drugie, transowe motywy wzbogacone samplami sąsiadują z wyrazistymi utworami o piosenkowym charakterze, a płyta stanowi niesamowicie zwartą i zamkniętą całość. Co więcej, całość bardzo spójną, ale i zróżnicowaną brzmieniowo. Jednym zdaniem „Labeled Out Loud” to jedna wielka, trwająca trzy kwadranse, bardzo dobrze skonstruowana suita. I choć najlepiej smakuje ona, gdy słucha się jej bez przerw od początku do końca, to ma ona co najmniej kilka punktów kulminacyjnych, na które warto zwrócić szczególną uwagę.

Po bezkompromisowym (totalne brzmieniowe szaleństwo z kakofoniczną kaskadą saksofonowych dźwięków w „Once Upon A Time”), choć też odrobinę niemrawym (niewyraźny „Time To Tag”) początku płyty, gdzieś mniej więcej w czternastej minucie rozlegają się pierwsze dźwięki utworu „Puppet”. To jeden z najwspanialszych fragmentów tej płyty. Równie świetne jest nagranie „Fanatic”, które zachwyca swoją autentycznie piękną melodią. Wspaniale słucha się też pełnego jeżozwierzowych cech utworu „Icons Of Our Generations”. Świetnie wypada także najdłuższy w całym zestawie (8 minut 10 sekund) temat zatytułowany „Burnout” - pełen zmian tempa, zmieniających się nastrojów i kaskady (znowu jeżozwierzowych) fenomenalnych rozwiązań brzmieniowych. No i warto pamiętać o zamykającym album utworze „The End”. Jest to swoiste wyciszenie, podsumowanie, a zarazem zamknięcie całej historii. Atmosferyczna kropka nad „i”, w której znowu pobrzmiewają echa lirycznej muzyki włoskiego Nosound i brytyjskiego Złodzieja Ananasów.

W ogóle druga część płyty wydaje się być lepsza, ciekawsza, bardziej intrygująca od pierwszego kwadransa, wypełnionego mocno pokomplikowaną muzyką, którą w pełni docenią tylko bardziej wyrobieni słuchacze. Co zresztą idzie w parze z naturalną reakcją tak zwanego „przeciętnego odbiorcy”, którego apetyt rośnie w miarę jedzenia i który z każdą minutą staje się coraz bardziej głodny tych bardzo dobrze wymyślonych i zagranych przez Żaka dźwięków? Utwory „Puppet”, „Fanatic” i „The End” konsekwentnie i każdorazowo zaostrzają apetyty. A „Icons Of Our Generation” skutecznie potęguje uczucie głodu.

Raf Żak – to nowy fenomen na polskiej scenie rockowej. Ten młody twórca może być dumny ze swojej najnowszej płyty. Dlatego nie dziwi ukryte, ale jakże jednoznaczne przesłanie, które przy odrobinie wysiłku można przeczytać na ostatniej stronie digipakowej okładki (autorem jej projektu jest także Rafał Żak): „Ordinary Brainwash era has come”. Nadeszła era Ordinary Brainwash. Bez żadnej dyskusji: zgadza się!

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku