Malmsteen, Yngwie - Relentless

Artur Chachlowski

ImageW 2010 roku Yngwie Malmsteen uraczył swoich sympatyków nową płytą. Płytą utrzymaną w typowym dla niego pompatycznym, neoklasycznym, power metalowym stylu z gitarowymi dźwiękami granymi z prędkością strzelającego karabinu maszynowego oraz ekwilibrystycznymi solówkami, których techniczna biegłość budzi zasłużony podziw u tysięcy próbujących go naśladować gitarzystów.

Do pomocy w nagraniach Yngwie zatrudnił nie byle jakich muzyków, bo na perkusji gra Patrick Johansson, na klawiszach Nick Marino „Marinovic”, a śpiewa, też nie byle kto, bo sam Tim „Ripper” Owens, czyli kiedyś głos Judas Priest, a ostatnio słyszany w grupie Iced Earth. Zastanawiam się tylko, dlaczego Tim zgodził się zejść na tej płycie już nawet nie do roli drugoplanowej, ale wręcz niemalże do statystowania. Na 15 utworów, aż 8 to kompozycje instrumentalne, a w jednym główną linię wokalną prowadzi sam autor płyty (w nagraniu „Look At You Now”. I szczerze powiedziawszy nie bardo rozumiem, po co w ogóle Yngwie zabrał się tu za śpiewanie?). Tak więc, niewiele tu przestrzeni dla mocnego głosu Tima Owensa, ale jak już chłop się udrze, to naprawdę robi wrażenie. Niemniej jednak, warto wiedzieć – choć pewnie dla nikogo nie jest to zaskoczeniem – że cały show kradnie tu szalejąca gitara i niesamowite wręcz arpeggia wychodzące spod palców Yngwee Malmsteena. Gra on w tempie, które zapiera wręcz dech w piersiach i używa nieskończenie dużej ilości technicznych tricków. Miłośnicy stylu tego gitarzysty mogą zacierać ręce i szeroko otwierać uszy. Yngwee po prostu na płycie „Relentless”, mówiąc kolokwialnie, daje czadu od pierwszego do ostatniego dźwięku.

Zaskakująco dużo jest na tym albumie partii orkiestralno-chóralnych (samplowanych). Niekiedy wręcz (jak w „Enemy Within” czy „Into Valhalla”) wydaje się, że zaraz odezwą się Gregorianie, a tu jednak… zonk! Rozlega się rozszalała gitara Malmsteena i zaczyna się kolejna porcja jego wirtuozerskich popisów.

Taki jest już ten artysta. Potrafi wiele. To wiemy. I raczej na „Relentless” niczym specjalnym nie zaskakuje. Po raz kolejny dowodzi, że jest w swoim fachu mistrzem niedoścignionym. Ale też chyba nie za bardzo idzie do przodu. Odcina kupony?...

Najlepsze momenty albumu? Interesujący jest wstęp („Overture”), z którego wyłania się fajny rocker („Critical Mass”), cech niezłego przeboju można przy odrobinie dobrej woli doszukać się w świetnie zaśpiewanym przez Owensa „Blinded”. Ciekawie brzmią te instrumentale, w których Yngwie nie „przynudza” („Knight Of The Vasa Order” i „Into Valhalla”). Ale najlepszy jest, jak dla mnie, rockowy neoklasyk w postaci kompozycji "Enemy Within”.

Dla miłośników talentu Malmsteena, album „Relentless” to jazda obowiązkowa, dla młodych adeptów gry na gitarze, krążek ten może stanowić muzyczne abecadło, a dla niekoniecznie mocno zaangażowanych duchem w takie granie (biję się w pierś, należę do tego grona) najnowsza płyta tego gitarzysty ani ziębi, ani grzeje… Po prostu jest. Ukazała się. Chylę czoła przed  talentem Malmsteena, ale takie granie raczej mnie nie porywa.

www.cmm-marketing.com

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!