Christmas 6

Emmens, Gert - The Nearest Faraway Place Vol.2

Mariusz Wójcik

ImageAlbum “The Nearest Faraway Place vol. 2” zaczyna się ambientalnymi dźwiękami przechodzącymi później w motoryczną sekwencję. Pierwszy utwór nabiera rozmachu, typowego dla twórczości tego muzyka, mamy tu sporo charakterystycznych, niby sonorystycznych efektów, które słychać gdzieś w tle muzyki. To nie jest żadna nowość w muzyce Gerta Emmensa, ale nie można mówić tu o nudzie, przeciwnie - ekspresyjne sekwencje oraz soczyste i selektywne dźwięki pobudzają wyobraźnię. Interesująca jest muzyczna koda łącząca Part8 z Part9. Pamiętacie fantastyczny album The Alan Parsons ,,Gaudi”? Tak, jak na tamtym albumie tu również pojawia się melodeklamacja w języku hiszpańskim. W tym przypadku to kobiecy głos Natxo Asenjo-Fernandez oraz głos męski – Cara. Czuć tu tę samą magię, jak na wspomnianym albumie ,,Gaudi”. Coś uroczystego, odświętnego jest w tym kobiecym głosie. Mamy tu dowód na to, że Emmens potrafi być jednak nieprzewidywalny: kwiecista sekwencja, motoryczna sekcja rytmiczna, przypominająca pamiętny Jarre’owski „Oxygene”, oprowadza nas po Part9. Sama końcówka tego utworu to charakterystyczne dla Emmensa ambientalne granie, które nie ma nic wspólnego z klasykiem gatunku dark ambient, S. Roachem.

W tym klimacie objawia nam się następna część - Part10. Tutaj Emmensowy mrok rozświetla pięknie pulsujący motyw sekwecerowo-mellotronowy. Określenie ”berliński beton” byłoby nie na miejscu, bo takie granie nazwałbym po swojemu: „EMMENSOWA SEKWENCEROWA POEZJA”. Cudnie potęgowana jest dramaturgia tego kawałka, umiejętnie wprowadzone basowe pady, a z drugiej strony siarczyste syntezatorowe czarowne solówki oraz specyficzne dla muzyki Gerta wirtualne odgłosy, szmery, pomruki wywołują u mnie cudowne olśnienie. Dramaturgia rośnie jeszcze bardziej z narastającym rytmem niepodobnym do muzyki Gerta, czyli mamy tu kolejny dowód na to, iż Emmens stara się urozmaicić swoje solo produkcje i to w sferze brzmienia, jak i aranżacji.

Part 11 zaczyna się Jarre’owatą rumbą, umiejętnie tu został wprowadzony mellotron, który powoduje tu nagromadzenie się gęstej muzycznej mgły, wypełnionej malancholijno-nostalgicznymi westchnieniami tak, jak tylko to Gert potrafi i co stanowi zresztą jego znak rozpoznawczy.

Part 12 to już typowa Emmensowa kompozycja, aż wrze tu od nawarstwiających się galopad sekwencerowych, spokojny kawałek i jakże piękny, choć według mnie zbyt mdławy, brakuje tu tej ekspresji, jakże charakterystycznej dla produkcji panów Emmens-Heij.

Kolejny utwór, Part 13, to już dość spokojny fragment tego albumu, ale tylko do czasu, bo niespodziewanie Gert do sekwencyjnej partii dodaje mocny bit, gdzie w pewnym momencie słychać kobiecy głos w języku francuskim. To Eline Feldbrugge, która jest tu odpowiedzialna za te melodeklamacje i w tym momencie przypomina mi się piękny początek CD Rudego Adriana ,,Par Avion”…  Muzyka robi wrażenie impresji muzycznej do jakiegoś filmu przyrodniczego i w takich klimatach dochodzimy do ostatniej części - Part 14. Pamiętacie na pewno pierwsze minuty słynnego „Ricochetu” Tangerine Dream. Gert nawiązuje tu do charakterystycznego brzmienia tego kultowego krążka, ale to tylko przedsmak tego, co dalej nastąpi. Bo po chwili następuje sekwencja wespół z przytwierdzonym do niej solówką na klawiszach. Robi się nostalgicznie, a nawet patetycznie, im dalej, tym mroczniej - basowe pady i selektywne perkusyjne efekty dźwiękowe potęgują mroczny nastrój - zacieśnia się atmosfera niesamowitości i grozy, a utwór aż kipi od nawzajem ujadających solówek klawiszowych. Przy końcu utwór się wycisza, następuje dalsze potęgowanie nastroju, który zmierza w kierunku ambientalnej pustki, gdzie Gert zaprasza nas do kontemplacji w atmosferze prawie ocierającej się o kakofoniczne dźwięki. Kojarzy mi się to z filmem grozy, a muzycznie blisko tej muzyce do pamiętnego „Sebastian in traum” Klausa Schulze. W ten sposób, dość zaskakujący, bez happy endu, kończy się ten album, który udowadnia mi, że muzyk poszukuje nowych inspiracji. Dowodem jest zaproszenie wielu gości, co spowodowało odmianę, ale styl Gerta pozostał rozpoznawalny.

Dla fanów Gerta Emmensa pozycja obowiązkowa, a dla reszty polecam ten CD gorąco.
MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok