Czym dla rozwoju jazz rocka była grupa Soft Machine nie trzeba chyba nikomu przypominać. Dość powiedzieć, że formacja ta bacznie przyczyniła się do powstania tzw. „sceny Canterbury”. Przez jej skład na przestrzeni wielu lat działalności (początki grupy sięgają 1966 roku!) przewinęło się wielu znanych muzyków, z których wymieńmy tylko niektóre najważniejsze nazwiska, znane doskonale także w rockowym świecie: Robert Wyatt, David Allen, Nick Evans, Mike Ratledge, Allan Holdsworth, John Etheridge, Hugh Hopper, Elton Dean… Ci dwaj ostatni niestety już nie żyją i to ich pamięci dedykowana jest płyta „Live Adventures” nagrana podczas koncertów w październiku 2009 roku. Na scenie spotkali się wtedy panowie John Etheridge (g), Theo Travis (sax, fl), Roy Babbington (bg) i John Marshall (dr), którzy pod szyldem Soft Machine Legacy (co można przetłumaczyć jako „Spadek po Soft Machine”) wykonali utwory będące hołdem ponadczasowej muzyce tego czołowego i kultowego dla jazz rockowej sceny zespołu. Zagrali klasyczne utwory z żelaznego repertuaru tej legendarnej grupy, skupiając się nie tylko na wiernym odzwierciedleniu oryginałów, ale i poddając niektóre tematy głębokiej improwizacji oraz nadając im nowego, a nawet nowoczesnego, szlifu.
Na szczególną uwagę zasługuje utwór „Facelift”. To kompozycja grającego swego czasu na basie i saksofonach, Hugh Hoppera. Wykonana tu przez kolegów wersja podkreślona wspaniałymi partiami zagranymi na tenorowym saksofonie przez Theo Travisa (to jedyny członek tego wydania Soft Machine Legacy, który nie miał nigdy okazji występować na płytach grupy Soft Machine) to prawdziwa perła nad perłami w kategorii „jazz rock”. Po prostu palce lizać! Zresztą, rola Theo Travisa, który kilka lat temu zastąpił w tej formacji Eltona Deana, jest dla znawców tematu (vide płyty grupy The Tangent z jego udziałem) nie do przecenienia.
Zawierająca godzinę koncertowej muzyki płyta „Live Adventures” to prawdziwy hołd otwartej naturze kompozycji grupy Soft Machine. To także pokaz wirtuozerskich możliwości każdego z muzyków tworzących ten kwartet. To demonstracja prawdziwego kunsztu kompozytorskiego i potęgi free jazzowej improwizacji. To także dowód na to, że dobra muzyka nie starzeje się i brzmi ona równie świeżo i równie dobrze, co w czasach kiedy powstawała, w czasach kiedy święciła największe triumfy i kiedy było na nią największe zapotrzebowanie. Dziś wprawdzie czasy zmieniły się, a podatny grunt dla jazz rockowych produkcji i muzyki Soft Machine Legacy znajduje się gdzieś na głębokich rubieżach popularnych odmian rocka, ale nie znaczy to wcale, że to „muzyczne dziedzictwo” nie trafi w godne ręce sporego grona „słuchaczy - spadkobierców”, którzy w zapewne niemałej liczbie docenią niezwykłą wręcz klasę podanych na nowo kompozycji „Has Riff II”, „Grapehound”, „The Nodder”, „In The Black Room”, „Song Of Aeolus”, „The Relegation Of Pluto”, „Transit”, „Gesolreut”, „Facelift” i „The Last Day”.