Colourphonics, The - The Colourphonics

Artur Chachlowski

ImageNie wiem, czy kiedykolwiek zabrałbym się za recenzowanie tej płyty na łamach naszego, prog rockowego przecież, portalu. Płyta australijskiej formacji The Colourphonics to rzecz jakby zupełnie z innej muzycznej bajki, a tylko nazwisko Shawna Gordona, właściciela renomowanej wytwórni ProgRock Records, który figurował jako nadawca przesyłki, przekonała mnie do tego, że warto skreślić kilka słów o tym wydawnictwie.

Otóż, płyta The Colourphonics to pierwsze wydawnictwo ze stajni wytwórni-córki ProgRock Records, a mianowicie firmy o tak oczywistej i jednoznacznej nazwie, że prościej jej już nazwać nie było można: The Record Label. Firma ta ma zajmować się wypuszczaniem na rynek wydawnictw niekoniecznie jednoznacznie kojarzących się z prog rockowym „core businessem”. I tak właśnie jest z tym albumem młodych Australijczyków. Gdybym miał go najkrócej zdefiniować, to nazwałbym go „zestawem użytkowej muzyki”, albo wręcz nawet „plażowym rockiem”. To pewnie za sprawą dominujących w brzmieniu The Colourphonics instrumentów dętych. Bogate partie trąbek, saksofonów i nie wiem jakich jeszcze „dęciaków” (gra na nich „gościnnie” trio: Peter Raidel – Geoff Bradley – Andrew Tucker, a także dwóch członków zespołu: Ken Lee i Nick Sverdloff. Już ta pokaźna sekcja wskazuje, jak wielką rolę w brzmieniu The Colourphonics odgrywają „trąby”) zdecydowanie nadaje ton muzyce zespołu. W jego brzmieniu prym wiedzie też wszechobecny swingujący feeling, który bardzo często przybliża kompozycje The Colourphonics do typowych produkcji big bandowych. Tak jest w utworze „Good Within You”, tak jest w „My Daydream”, tak jest też w trzyczęściowej kompozycji „Sunset”, która pasowałaby nie tylko do jakiejś sali balowej ociekającej światłem z kryształowych żyrandoli, ale i na słoneczną plażę Copacabana. Owszem, gdzieniegdzie w muzyce The Colourphonics pojawia się rockowy pazur (rockowi instrumentaliści to: Corey Taylor (g), Shaun Martin (bg,g) i Steve Deer (dr)), a także dobre wokale (na płycie śpiewają, solidarnie dzieląc się mniej więcej po połowie głównych partii wokalnych, pan Tony Minnieconn i pani Miranda Maz), ale wszechobecny swing, jazz czy raczej jazz rock czai się na tym krążku za każdym rogiem i zakrętem.

Są chwile, kiedy muzyka The Colourphonics przypomina mi odrobinę Chicago (tak, jak w utworach „Looking Back At It All” i „This Is Not An Exit” – ten drugi jest według mnie totalnym nawiązaniem so starego przeboju Spencer Davis Group, „I’m A Man”), ale trudno raczej o tym australijskim zespole mówić jako o następcach tej legendarnej formacji.

Debiutancki krążek The Colourphonics nie jest płytą, którą a priori należy omijać z daleka. Ale od tradycyjnie rozumianej progresywno-rockowej stylistyki dzielą go lata świetlne.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok