Watch, The - Timeless

Artur Chachlowski

ImageZamiłowanie do twórczości wczesnego Genesis oraz zasłużona reputacja najlepszego koncertowego cover bandu tej legendarnej grupy skłoniła formację The Watch do nagrania takiej, a nie innej, płyty. Już nie tylko podobnej do „gabrielowskiej ery” Genesis, już nie tylko utrzymanej w tym samym stylu i klimacie, ale wprost czerpiącej z najwcześniejszych dokonań pięciu muzyków komponujących swe pierwsze utwory w słynnej szkole Charterhouse.

Na albumie „Timeless” muzycy z grupy The Watch umieścili dziesięć nagrań, z czego trzy to nowe wersje utworów Genesis z lat 1969-70 („In The Wilderness”, „Let Us Now Make Love”, „Stagnation”), a w pozostałych przewijają się liczne cytaty z muzyki Genesis.

Za temat przewodni nowej płyty Włosi przyjęli wątki i motywy kompozycji „In The Wilderness” z pierwszego albumu Genesis. Nie dość, że na „Timeless” pomieścili własną wersję tej, miłej skądinąd, piosenki, to jej charakterystyczna linia refrenu przewija się jeszcze w otwierającym płytę utworze „The Watch” oraz w „End Of The Road”. Z kolei w nagraniu „Thunder Has Spoken” wyraźnie pobrzmiewają echa kompozycji „In The Beginning”. A króciutka, niespełna minutowa,  fortepianowa miniaturka „Exit”, która na płycie „Timeless” poprzedza prawdziwe grand finale w postaci zaczerpniętej z genesisowskiego „Trespassa” kompozycji „Stagnation”, jako żywo przypomina fortepianowe interludia znane z albumu „From Genesis To Revelation”.

Skoro jesteśmy już przy „Stagnation”, to The Watch podszedł do tego utworu z wielkim pietyzmem, pragnąc nadać mu szczególnego znaczenia i, by podkreślić jego wagę, umieścił go na samym końcu płyty. Jest to koncertowe nagranie z ubiegłorocznej trasy zespołu (uwaga, wcale nie słychać, że jest to nagranie live). Mam jednak co do wersji zaproponowanej przez Włochów własną opinię (o czym za chwilę) i jakoś nie mogę podejść do tego wykonania z odpowiednią atencją. Jak dla mnie, ten kończący płytę „Timeless” utwór to nic więcej, jak tylko zwykły „cover”. Niestety. Podobnie jest z wersją utworu „Let Us Now Make Love”. To wprawdzie największa niespodzianka tej płyty, bo nie spodziewałem się, że Simone Rossetti i spółka sięgną akurat po tę zapomnianą piosenkę Genesis. Powiem szczerze, że bardziej spodziewałem się  umieszczenia na „Timeless” utworu „Shepherd”, który The Watch wykonywał  na każdym ze swoich koncertów, które miałem okazję oglądać (a widziałem ich całkiem sporo). Tak czy inaczej, „Let Us Now Make Love” to też niestety tylko… cover. Cover i nic więcej. Brzmi on, podobnie jak „Stagnation”,  praktycznie jak imitacja Genesis i, chcąc nie chcąc, przez taki właśnie pryzmat patrzę na tę pełną wczesnogenesisowskich cytatów płytę. Bo oryginałom nic nie jest w stanie dorównać. Dlatego uważam, że szkoda, że covery i cytaty zajmują tak dużo miejsca na nowym krążku zespołu. Mało tego, The Watch ucieka się na „Timeless” do autocytatów. W programie albumu znajduje się bowiem nowa wersja utworu – skądinąd jednego z najwspanialszych w oryginalnym dorobku The Watch – „Soaring On”. Pytam się tylko po co? Czy dlatego, że utrzymany jest on w duchu „wczesnego Genesis”? Przecież nie od dziś wiadomo, że w podobny styl wpisują się wszystkie utwory Włochów.

Nie byłbym szczery, gdybym powiedział, że czuję się w pełni usatysfakcjonowany płytą „Timeless”. Znalazłem na niej raptem kilka nowych oryginalnych utworów („Thunder Has Spoken”, „One Day”, „Scene Of The Crime” i „End Of The Road”), które swoją jakością nie dorównują jednak coverom. A te z kolei pozostają daleko w tyle za niedoścignionym wzorem w postaci oryginalnych wykonań grupy Genesis. Sztuka kreacji została zastąpiona (pół)imitacjami z mnóstwem (auto)cytatów. Wynik tego eksperymentu jest raczej mierny. Jeżeli ma to iść dalej w tym kierunku, to nie zdziwię się, gdy następną płytę The Watch wypełni wyłącznie zestaw piosenek autorstwa kwartetu Banks – Rutherford – Gabriel - Phillips. Nie chciałbym tego.

Tak czy inaczej, porównując chociażby z ubiegłoroczną płytą „Planet Earth?”, moja ocena albumu „Timeless” nie może być inna: to niestety zdecydowany krok wstecz tej sympatycznej włoskiej grupy, którą wciąż bardzo cenię i z którą szczerze sympatyzuję już od blisko 15 lat.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!