Leap Day - Skylge's Lair

Artur Chachlowski

ImagePiszę tą recenzję świeżo po koncercie grupy Leap Day, który oglądałem w Piekarach Śląskich. Nie powiem, żebym był pod jakimś specjalnym wrażeniem, choć wiem, że byli tacy, którym gra Holendrów bardzo przypadła do gustu. Faktycznie mogła imponować melodyjność prezentowanych przez Leap Day utworów, dobra gra muzyków, niezła forma wokalisty Josa Hartevelda oraz imponujący zestaw instrumentów, szczególnie dwóch zestawów syntezatorów ustawionych po obu stronach sceny, na których grali Gert van Engelenburg (z lewej) i Derk Evert Waalkens (z prawej strony sceny). Mnie najbardziej spodobały się popisy gitarzysty Eddie Muldera. To dzięki jego grze w trakcie koncertu wielokrotnie przychodziła mi do głowy myśl, że to taki „holenderski Andy Latimer”. Nie ukrywam, że dzięki magicznym dźwiękom dobywającym się spod jego palców, koncertowe wydanie Leap Day wydało mi się bliskie dostojnym produkcjom grupy Camel. Tak trochę z okolic płyty „Breathless”, trochę z okolic „Moonmadness”.

W trakcie swojego występu zespół Leap Day zaprezentował 70-minutowy set złożony głównie z utworów ze swojej pierwszej płyty „Awakening The Muse” (2009) oraz dwie kompozycje z nowego albumu „Skylge’s Lair”. Były to utwory: „Home At Last” i „Walls”. Tuż po koncercie, już zaopatrzony w nowy krążek, udałem się w drogę powrotną do Krakowa i w trakcie jazdy samochodem zapodałem sobie nową muzykę Holendrów i bez większego zdziwienia zorientowałem się, że oba zagrane na żywo utwory okazały się zdecydowanie najlepszymi nagraniami na nowej płycie. Wrażenie to wzmocniło się w trakcie minionego weekendu, kiedy to wysłuchałem „Skylge’s Lair” co najmniej z 10 razy. I co sądzę na temat nowego dzieła grupy Leap Day? Jest ono bardzo podobne do poprzedniej płyty. Być może trochę mniej tu wpadających w ucho refrenów i melodii, choć i takich wcale nie brakuje. Leap Day jest na nowej płycie może mniej melodyjny, ale jest też brzmieniowo zdecydowanie bardziej dojrzały. W roli głównej przez cały czas znajduje się mój faworyt Eddie Mulder oraz jego gitara. Artysta ten daje prawdziwy pokaz swojej fenomenalnej gry w każdym utworze. Polecam tytułową kompozycję, po wysłuchaniu której chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że w sposób bezpośredni nawiązuje on do stylu gry Andy Latimeria. Polecam też inny instrumentalny numer, tym razem z magicznymi dźwiękami obsługiwanej przez Muldera gitary z nylonowymi strunami – „Humble Origin”. Zresztą na „Skylge’s Lair” jest nieco więcej takich akustycznych nagrań. „Willow Tree” jest tego najlepszym przykładem. Ale i tak najbardziej podobają mi się dwa wymienione wyżej utwory: „Home At Last” i „Walls”. To prawdziwe ozdoby tego wydawnictwa i zdecydowanie najmocniejsze punkty programu płyty „Skylge’s Lair”.

Nowy album Leap Day być może nie jest czołowym dziełem w swojej kategorii, niemniej jednak, jako całość, jest przykładem świetnie wykonanego, delikatnego, melodyjnego prog rocka z mocno wyeksponowanymi, niezwykłej urody partiami gitar oraz subtelnymi plamami dźwiękowymi kreowanymi przez syntezatory. Z czystym sumieniem polecam to wydawnictwo wszystkim sympatykom „wielbłądzich” klimatów. Album „Skylge’s Lair” jest przy okazji kolejnym dowodem na potęgę niderlandzkiego prog rocka, a wydawca – poznański Oskar – może być dumny, że ma w swoim katalogu jedną ze współczesnych gwiazd tego gatunku. OK, może nazwanie grupy Leap Day „gwiazdą” jest pewnym nadużyciem, ale trudno zaprzeczyć, że ten zespół złożony z muzyków mających przecież doświadczenia z pracy w tak renomowanych i powszechnie poważanych formacjach, jak Flamborough Head, King Eider, Trion i Nice Beaver, naprawdę potrafi grać. Jednoznacznie udowodnił to na swojej nowej płycie, przy słuchaniu której gwarantuję każdemu wrażliwemu odbiorcy mnóstwo przyjemnych dla uszu chwil.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!