Jeavestone - 1+1=OK

Artur Chachlowski

ImageOryginalnie zatytułowany album „1+1=OK” jest już trzecim krążkiem w dorobku fińskiego kwintetu Jeavestone. Tworzą go muzycy ze sporym poczuciem humoru. Tytuł płyty to raz, a dwa – rzućmy okiem na nazwiska, a właściwie (chyba?) pseudonimy instrumentalistów: Jim Goldworth gra na gitarach i śpiewa, Mickey Maniac – gra na gitarach, Angelina Galactique – na fletach i syntezatorach, Kingo na perkusji, a Tommy Glorioso na basie. Nazywają graną przez siebie muzykę „prog’n’rollem”, co znajduje swoje odzwierciedlenie w umiejętnym łączeniu klasycznych odcieni rocka (a’la Gentle Giant, Kansas, Styx, Lynyrd Skynyrd) z energetycznym, nowoczesnym graniem utrzymanym w duchu Magellana, A.C.T., Nickelback, a nawet… The Mars Volta (tej bardziej melodyjnej jego odmiany).

Co od razu uderza w muzyce Jeavestone, to niezwykła witalność, tryskająca niczym gejzer energia oraz autentyczna radość grania. Wdzięczne, bezpretensjonalne utwory (a jest ich na albumie „1+1=OK” dziewięć i z reguły nie przekraczają one pięciominutowych rozmiarów) mają formę zgrabnych, wpadających w ucho piosenek. Nadaje to materiałowi, który słyszymy na płycie, wiosennej świeżości i wszechobecnej w każdym pojedynczym dźwięku radości życia. To chyba drugi po Moon Safari zespół, z którego muzyki tryskają aż tak obfite strumienie optymizmu.

Całość rozpoczyna się od instrumentalnej „demonstracji siły” zespołu w postaci kompozycji „Laser Fluxus Bombus Inerruptus”. Komicznie zatytułowane nagranie skonfrontowane jest z zagraną „na poważnie” i ze sporym rozmachem muzyką, po wysłuchaniu której od razu wiadomo, że mamy do czynienia z nietuzinkowym zespołem. Podobnych „humorystyczno-poważnych” kontrastów jest na tej płycie więcej. Weźmy chociażby taki utwór, jak „Hot Summer Fun”, w którym usłyszeć można zarówno rytmy ska, jak i soczyste heavy metalowe gitarowe solo. Najbardziej jednak podobać mogą się te utwory, które łączą w sobie ciekawą melodykę, zwięzłość muzycznej wypowiedzi i kaskadę autentycznie ciekawych pomysłów. Takimi, niepozbawionymi prawdziwego uroku – pozwolę je sobie określić mianem „progresywnych piosenek” – są: „Furute Shock”, „Mirror Monologue”, „Factory” i „Poet’s Eternity”. Dodajmy do tego lekko podbarwiony bluesem utwór „Do It Right” oraz podszyty post progresywnym klimatem „Senseless”, a otrzymamy zbiór kilku bardzo dobrych nagrań stanowiących co najmniej ¾ objętości tej płyty. Jednym słowem: naprawdę nie jest źle.

Ta charakterystyczna zwięzłość, niewielkie rozmiary utworów, ich świeżość i energia, a także młodzieńcza werwa, którą słychać w każdym pojedynczym dźwięku, to niesamowite poczucie lekkości grania, sprawiają, że ilekroć krążek „1+1=OK.” przestaje się kręcić w moim odtwarzaczu, mam uczucie niedosytu i z radością wciskam klawisz PLAY.

Przyjemna niespodzianka z Finlandii… 
MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok