Po wydaniu płyty „The Circling Hour” przyszło nam czekać aż 5 długich lat na nowy studyjny album grupy Iona. I od razu powiem, że warto było czekać. Bo dwupłytowe wydawnictwo zatytułowane „Another Realm” to nie tylko 95 minut bardzo dobrego celtyckiego rocka, to nie tylko 15 nowych, bardzo udanych utworów, to przede wszystkim muzyczna magia, niezwykły czar i przewspaniała atmosfera, jaką można spotkać wyłącznie na płytach nietuzinkowych, grających z prawdziwą klasą, wykonawców. To dzieło o dużej klasie. Można by rzec: rarytas.
Płytę „Another Realm” Iona nagrała w lekko wyretuszowanym składzie. Nie ma już w zespole obsługującego celtyckie instrumenty słynnego Troya Donockleya. Ale jak się okazuje, nie ma ludzi niezastąpionych. Dudy, gwizdki i inne celtyckie przeszkadzajki obsługuje niejaki Martin Nolan. Powiedzieć, że to kompetentny instrumentalista, to jakby nic nie powiedzieć. Nolan swą grą wyniósł celtycki pierwiastek w muzyce Iony na prawdziwe wyżyny i uczynił go elementem jeszcze bardziej prominentnym, wyeksponowanym i odgrywającym jeszcze ważniejszą rolę w brzmieniu Iony. W tym wszystkim wspomaga go, grający też na instrumentach klawiszowych, skrzypcach i wiolonczelach, perkusista Frank van Essen. Na basie gra Phil Barker, a za większość kompozycji odpowiada duet: Dave Bainbridge (gitary i instrumenty klawiszowe) – Joanne Hogg (śpiew i instrumenty klawiszowe).
By dobrze oddać charakter muzyki grupy Iona, warto przypomnieć, o innym, obok celtyckiego, obliczu twórczości zespołu. Iona to grupa wpisująca się w ramy rocka chrześcijańskiego. Dlatego niech nikogo nie dziwi odwoływanie się w tekstach niemal każdego utworu do prawd uniwersalnych, do Absolutu, Boga, religii, a także zapisanych w Piśmie Świętym proroctw. Można by zatem rzec, że zespół ten kompletnie nie poddaje się współczesnym modom i prawom rządzącym współczesnym showbiznesem. Po prostu nie jest trendy. Tak, to prawda. Ale który z wykonawców z szeroko rozumianego prog rockowego kręgu jest dziś trendy?
Album „Another Realm” to prawdziwa uczta dla uszu wyrafinowanego słuchacza. Na płycie, nie tylko ze względu na jej rozmiary, istnieje bardzo dużo przestrzeni, w którą Iona wpisuje gigantyczną ilość atmosferycznych pasaży. W ogóle cała płyta ma bardzo klimatyczny nastrój, w którym królują rzewne partie skrzypiec, łkających gitar, zawodzących dud i nostalgicznych, jakby pełnych lamentu syntezatorowych plam. Album utrzymany jest w tonacji molowej i trzeba przyznać, że wypełniają go wyłącznie bardzo liryczne i w przeważającej mierze, udane piosenki.
Całość rozpoczyna się od niespełna trzyminutowego intro „As It Was”, w którym w osnowie atmosferycznych syntezatorów i akustycznej gitary rozlega się delikatny śpiew Joanne. „Iona of my heart / Iona of my love / May this be a place where Heaven’s glory rests / An open well of timeless love, of endless life / For Iona shall be / Iona shall be as it was”. Brzmi to niemalże jak credo zespołu. Po tym onirycznym wstępie mamy utwór „The Ancient Wells”. To jedna z najbardziej udanych kompozycji na płycie. To pełnia melodyjnego celtyckiego rocka z przepięknymi partiami dud i gitar. Jako trzecia na płycie pojawia się kompozycja tytułowa. To rzecz obdarzona świetnym refrenem, który błyskawicznie wpada w ucho. Bardzo ładny to utwór zwieńczony przepięknej urody solem na skrzypcach. „Clouds”, to kolejny mocny punkt programu płyty. Jest to ballada oparta na subtelnych dźwiękach fortepianu, zaśpiewana w absolutnie piękny sposób przez Joanne. Lekko rozmarzone zakończenie tego utworu daje początek najdłuższej na płycie kompozycji – trwającej ponad kwadrans – wieloczęściowej suicie „An Atmosphere Of Miracles”. Posiada ona trzy wyraźne segmenty, z których dwa pierwsze, to rozmazane, nieomal ambientowe dźwięki. Dopiero w finałowym fragmencie wchodzi właściwy wokal Joanne (wcześniej przez blisko 10 minut słyszymy tylko jej wokalizy) oraz potężne wejście instrumentalistów. Odrobinę za długie to nagranie. Rozkręca się ono bardzo powoli. Szczególnie z dwóch jego pierwszych części odrobinę wieje nudą, ale taki to już jest ten album. Tu nigdzie nikomu się nie spieszy. Tu nastrój buduje się powoli, misternie, dźwięk po dźwięku… Pierwszy krążek zamyka utwór „Let Your Glory Fall”. Gdybym miał typować po pierwszym tygodniu zaznajamiania się z tym albumem, to rzekłbym, że to moje ulubione nagranie w tym zestawie. Piękna melodia jest w stanie zawładnąć duszą odbiorcy. To piękne zakończenie dysku numer jeden.
Krążek numer dwa rozpoczyna się od instrumentalnego tematu „Ruach” (słowo to w języku Celtów oznacza „wiatr”), który ze swoim skrzypcowym lamentem jest swoistym interludium, czy może lepiej, łącznikiem pomiędzy dwoma srebrnymi krążkami. Po sześciu minutach tej muzycznej nostalgii radosnymi dźwiękami dud i akustycznych gitar rozpoczyna się przyjemna i bardzo melodyjna piosenka „Speak To Me”. To jest dopiero właściwy wstęp do drugiej części muzycznej opowieści grupy Iona. To zarazem udane przygotowanie pod kolejny utwór, który może pretendować do miana najwspanialszego punktu programu albumu – „And The Angels Dance”. Ma on lekki, optymistyczny wydźwięk, podkreślony charakterystycznym celtyckim jigiem. Wspaniała kompozycja! „Foreign Soil”, to z kolei wyciszenie nastrojów, Joanne śpiewa a capella, by po chwili dołączyły do niej eteryczne dźwięki fortepianu, nostalgiczne brzmienie gitar i fletowego lamentu. A całość spina chwytająca za serce partia skrzypiec. Teraz czas na kolejny instrumentalny utwór zatytułowany „Let The Waters Flow”. Wydaje mi się on najmniej wyrazisty spośród wszystkich nagrań na płycie. Splatają się w nim pewne motywy słyszane już wcześniej na płycie (m.in. wyraźnie powraca melodia z „The Ancient Wells”), znów wyraźnie potęguje się ambientowy nastrój, a Joanne używa swojego głosu niczym kolejnego instrumentu (jak mantrę powtarza tytuł tego utworu). Następne nagranie „Saviour” to spokojna i powoli rozwijająca się piosenka nieuchronnie zmierzająca do swojego podniosłego finału. Zaraz po nim następuje najdziwniejsze i chyba najtrudniejsze nagranie na tym albumie – instrumentalny utwór „The Fearless One”, w którym w uszy wdziera się tyleż intrygujący, co denerwujący dźwięk dętego instrumentu o nazwie shofar. Trochę tu kakofonicznych brzmień wpisanych w ambientowe tło instrumentalne, co sprawia wrażenie wyjących na alarm syren. Nie jest to być może najpiękniejszy fragment płyty, ale jest to dobry podkład pod drugi na tym albumie, zaczynający się zaraz po nim, epik – „White Horse”. I tu nie ma żadnych wątpliwości: ten 11-minutowy hymn, to pod wieloma względami kulminacyjny punkt całego albumu. Posiada on swoją, świetnie konstruowaną dramaturgię, ma niezłą melodię, ma swoje tempo, skupia się w nim prawdziwa siła grupy Iona przejawiająca się w doskonałej syntezie instrumentalnych dźwięków i natchnionych, pełnych pasji popisów wokalnych Joanne Hogg. Utwór – palce lizać. Kwintesencja niepowtarzalnego stylu Iony utrzymana w podniosłym, epickim duchu.
No i jest jeszcze zakończenie. Coda. Outro. „As It Shall Be”. Powraca motyw znany z otwierającego album tematu. Subtelnie zmieniony tekst, nostalgiczna muzyka, łkające partie dud, uspokojenie, zakończenie, finał…
„Another Realm” to piękna i szlachetna płyta wypełniona wzruszająco pięknymi piosenkami, wspaniałymi celtyckimi klimatami, posiadająca co najmniej kilka absolutnie fenomenalnych utworów. Płyta rozwijająca się nieśpiesznie, często utrzymana w lekko uśpionej atmosferze, pełnej muzycznych niedopowiedzeń i rozmazanych, jakby przymglonych dźwiękowych obrazów. To album dostojny, ale stonowany. Uroczysty. Szlachetny i piękny. Zwiewny, lekki i radosny. Zachwycający od pierwszej do ostatniej nuty.