Niemożliwe stało się możliwe. Po 23 latach przerwy, do życia artystycznego powraca szkocka formacja Comedy Of Errors. Niegdyś zaliczana do pionierów nurtu „odrodzenia progresywnego rocka”, do niedawna posiadała w swoim dorobku jeden, jedyny album (wydaną w 1988 roku przez firmę MSI płytę bez tytułu). Teraz powraca prawie że w oryginalnym zestawieniu: Joe Cairney (v), Jim Johnston (k) i Mark Spalding (g, bg). Jedynie za perkusją zasiada nowy człowiek – Bruce Levick, a w jednym z utworów, „The Student Prince Part 1” (o którym trochę więcej za chwilę), partię basu wykonuje znany z Abel Ganz, Hew Montgomery.
O Comedy Of Errors po raz pierwszy usłyszałem jakieś 20 lat temu i wtedy też wpadła mi w ręce wspomniana już debiutancka płyta. To była niezła rzecz. Bardzo melodyjna, a przy tym nasycona licznymi pierwiastkami neo progu. Takie utwory, jak „Once In A While”, „The King Of Kings”, „Behold The Knight” czy „Rule Brittania”, a przede wszystkim „The Student Prince Part I” były naprawdę bardzo udanymi, i szkoda, że trochę zapomnianymi już dzisiaj, nagraniami. Do tego, że dziś mało kto o nich pamięta przyczynił się zapewne brak aktywnej działalności przez ponad dwie dekady i pewnie dlatego grupy Comedy Of Errors nie wymienia się dziś jednym tchem obok innych szacownych reprezentantów brytyjskiej szkoły neoprogresywnego rocka: Pallas, IQ czy Galahad. A, było nie było, wszyscy oni są mniej więcej rówieśnikami.
Niespodziewanie jednak, niedawno grupa Comedy Of Errors, po niespotykanie długiej przerwie reaktywowała się i nagrała płytę-marzenie. Tak, wcale nie zmyślam i nie koloryzuję. Album „Disobey” należy do najwspanialszych osiągnięć brytyjskiego neoprogresywnego gatunku. W sposób oczywisty nawiązuje on do stylu, jaki nakreśliły wczesne płyty Marillion, a potem wycyzelowały wymienione wyżej zespoły uzupełnione jeszcze formacjami Credo, Final Conflict i Arena. Brytyjskość aż kipi z muzyki naszych bohaterów. Neoprogresywny styl też. I wiem, że szczególnie ten drugi element narazi pewnie Comedy Of Errors na zarzuty stawiane im przez takich krytyków, którzy nie lubią nawiązywania wprost do tego, co kiedyś już się sprawdziło, którzy powiedzą, że to już wszystko kiedyś było, że granie utworów takich, jakie wypełniają płytę „Disobey” to obciach i odgrzewanie kotletów, etc., etc. Wiem, wiem… Dajmy im sobie ponarzekać i, nie daj Boże, poznęcać się nad tym krążkiem. Krążkiem, który ja pozwolę sobie nazwać arcydziełem neoprogresywnego rocka. I podkreślam, nie ma w tym określeniu cienia przesady.
Płyta rozpoczyna się od kilkudziesięciu sekund kakofonicznych, odtworzonych wspak dźwięków, z których wyłania się kompozycja tytułowa. I od razu jest to już pierwszy, mocny punkt programu albumu. Później jest na płycie „Disobey” co najmniej równie dobrze i ciekawie (nagrania „Jekyll”, epicki „Carousell”), zespół prowadzi nas po bardzo łatwo przyswajalnych muzycznych terytoriach, na które składają się udane piosenki, a czego przykładem jest tętniący życiem i przypominający czasy glam rocka w wydaniu grupy T.Rex i Glitter Band utwór „American Rodeo” oraz bardzo ciekawe instrumentale: klasycyzujący „Prelude, Riff And Fugue” i bardzo piękny, zagrany przez Johnstona na fortepianie „Ailsa’s Lullaby”, dedykowany, tak jak i cała płyta, jego córce. I po nim dochodzimy do ostatnich, a zarazem najlepszych 37 minut tego albumu. Tu już Comedy Of Errors zabiera nas na wyżyny swojego nieprzeciętnego kunsztu i talentu. Zdziwię się, jeżeli dwa świetnie prezentujące się utwory „Could Have Been Yesterday” oraz „Joke” nie staną się wkrótce klasykami neoprogresywnego gatunku. Mistrzostwo. Wspaniałe wykonanie, świetne melodie, przywołany duch wczesnego Marillion, Pendragon, IQ, Credo i Jadis. Muzyczna poezja dla uszu.
Jak dla mnie, te dwie kompozycje to pewne kandydatki do czołowych miejsc na tegorocznej liście prog rockowych „przebojów”. Ale nie tylko one. Do takich też trzeba zaliczyć pierwszą część suity „The Student Prince” zatytułowaną „When Will I See You Again?”. Bo właśnie tuż po ostatnich dźwiękach fenomenalnego utworu „Joke”, niejako na deser, grupa Comedy Of Errors zaprasza nas na 26-minutową jazdę na najwyższym poziomie progresywnego artyzmu. Luźno powiązane ze sobą części suity „The Student Prince” sprawiają wrażenie czterech oddzielnych piosenek spiętych jednym, wspólnym szyldem. Można zastanawiać się dlaczego zespół zdecydował się na taki manewr, gdyż wydaje się, że wszystkie cztery części „The Student Prince” mogłyby z powodzeniem istnieć samodzielnie. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Po jakimś czasie odkrywamy, że łączy je tematyka (opowiadają ogólnie o różnych aspektach rozmijania się marzeń z rzeczywistością), a potem przekonujemy się, że dzięki takiej właśnie konstrukcji ten bardzo długi utwór nabiera lekkości, zwiewności i nie staje się kolejnym koturnowym pseudodziełem, jakie dość często „obowiązkowo” umieszczane są na płytach „młodych progresywnych”. O ile w ogóle grupę Comedy Of Errors z jej liczącym już ćwierć wieku stażem, można zaliczyć do kategorii „młodych”. Młodzi, nie młodzi, ale na pewno utalentowani i mający w głowach wspaniałe pomysły, które nagromadziły im się przez ten długi okres nieobecności na rynku. Dlatego dobrze, że wrócili i wydali tę płytę…
Dzięki albumowi „Disobey” Szkoci powrócili do świata progresywnego rocka w wielkim stylu. To prawdziwy powrót z przytupem i fanfarami. Czy pisałem już, że Comedy Of Errors nawiązuje swoim nowym krążkiem do dokonań Pendragon, Pallas, IQ, Areny i wczesnego Marillion? Pisałem. I to bodaj dwukrotnie. Napiszę zatem po raz trzeci. Bo taka to właśnie płyta. Polecam, polecam, polecam…