Pochodzący z Włoch kwartet Gran Torino za pomocą rozmaitych kanałów internetowych przedstawia się w następujący sposób: zaczynali jako grupa coverująca hard-rockowe klasyki, po jakimś czasie spectrum swoich zainteresowań poszerzyli o rock progresywny. Kierowani takimi inspiracjami zdecydowali się wydać debiutancką, instrumentalną płytę, którą sami oceniają jako wypadkową „techniki, emocji i dobrej zabawy”. Mimo zachęcających zapowiedzi, w praktyce płyta o dość pretensjonalnym tytule „grantorinoProg” okazuje się rozczarowaniem.
Dziesięć kompozycji o średniej długości trwania pięciu minut, utrzymanych w stylistyce klasycznego progrocka, zgrabnie, logicznie poukładanych, wykonanych bez żenady – z całą pewnością taki opis muzyki zawartej na płycie Gran Torino w żadnym stopniu nie przekłamuje rzeczywistości. Materiał wypełniający debiutancki krążek Włochów ma jednak jedną zasadniczą wadę – niemal każda kompozycja sprawia wrażenie szkicu właściwego utworu. Nieobecność pomysłowych aranżacji, ciekawych brzmień, czy chociaż niewielkiego stopnia wirtuozerii wydaje się jednak być jedynie niespełnieniem pobożnego życzenia odbiorcy. Prawdziwym, ewidentnym brakiem, jaki razi przez praktycznie cały czas trwania albumu, jest brak… ścieżek wokalnych. Ktoś powie, że Gran Torino jest z krwi i kości zespołem proponującym muzykę instrumentalną i taki właśnie pomysł na siebie obrał. Niemniej jednak kompozycje na albumie zostały skonstruowane w tak prosty i oczywisty sposób, że potrzeba wpisania w nie linii wokalnych rozumie się sama przez się. Zarzuty „roboczego” charakteru muzyki z „grantorinoProg” tylko potwierdza najkrótszy utwór na płycie, zatytułowany „Five”. To utwór z ciekawą harmonią, łączący akustyczne brzmienie gitary z organami Hammonda, który jednak, trwając niewiele ponad minutę, sprawia wrażenie ładnie pomyślanego… elementu dłuższej kompozycji…
Gdyby muzykę z debiutanckiego albumu Gran Torino potraktować jako instrumentalne demo produktu, który w ostatecznej wersji miałby wyglądać bardziej bogato, wytykanie czegokolwiek byłoby z pewnością szukaniem dziury w całym. Kompozycje Włochów jednak nie są na tyle błyskotliwe, by miały szansę tworzyć interesujący album z progresywną muzyką instrumentalną, natomiast w tym konkretnym przypadku zatrudnienie wokalisty zdecydowanie powinno być pierwszym i najważniejszym krokiem zespołu, by nadać życie tym zgrabnym, ale suchym utworom.