Tinkicker - The Playground At The Edge Of The Abbys

Przemysław Stochmal

ImagePo trzech latach od wydania debiutanckiego krążka, na rynek powróciła duńska formacja Tinkicker, proponując publiczności zestaw nowych kompozycji, zatytułowany „The Playground At the Edge of the Abyss”. Choć można by napisać parę ciepłych słów na temat tej muzyki, to album jako całość jest niestety encyklopedycznym przykładem, jak łatwo zepsuć dobre, pierwsze wrażenie, puszczając „samopas” jakieś dwadzieścia minut czasu przeznaczonego na finał albumu…

Od samego początku płyty grupa prowadzi swoje kompozycje w odgórnie ustalonej, łatwo definiowalnej estetyce, która dobrze sprawdza się przez więcej niż połowę albumu. W formułę piosenkową Duńczycy wpisują mianowicie muzykę opartą na połączeniu siermiężnych, bardzo ciężkich riffów z wyjątkową melodyjnością partii wokalnych, gdzieniegdzie tworzących efektowne unisona z partiami gitarowymi. Przy na ogół niskim, choć skorym do wędrówek w nieco wyższe rejestry głosie wokalisty, całość jawi się, w pewnym uproszczeniu, jako kompromis pomiędzy mroczną, specyficzną stylistyką muzyki spod znaku Type O Negative, a lekkimi, łatwymi i przyjemnymi klimatami „glam metalu” drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Mimo zdecydowanie nieudanej produkcji, utworów tych słucha się z przyjemnością i nieskrywaną chęcią nucenia przebojowych refrenów wraz z wokalistą.

Załamanie przychodzi, gdy mija mniej więcej pół godziny płyty, wraz z instrumentalnym „S.O.S.”, który pełnić miał zapewne istotną funkcję konstrukcyjną tego, bądź co bądź, concept-albumu. Jednakże sam w sobie, wyciszony po dwóch minutach, nie zdąża w najmniejszym stopniu zaciekawić. To jednak tylko zapowiedź równi pochyłej, po jakiej muzyka stoczy się już ku samemu końcowi płyty – ów S.O.S. zdaje się być wysłany z powodu niedoboru ciekawych pomysłów na drugą połowę albumu. Pomoc jednak w porę nie nadchodzi i tak oto płytę kończą kompozycje, w których brakuje ciekawych melodii, pojawiają się pozbawione werwy próby powielania wcześniejszych patentów. Słowem, album przestaje się rozwijać w ciekawym kierunku i pod koniec najzwyczajniej nuży.

Być może grupie Tinkicker zależało na tym, aby swój muzyczny koncept posłać w drugiej części płyty na nieco inne tory, być może jednak faktycznie zabrakło werwy, by cała godzina muzyki z „The Playground At the Edge of the Abyss” w efekcie była w stanie się podobać. Szkoda szansy, jaką zaprzepaścił zespół Tinkicker, szkoda, że trzeba przerywać tę płytę, by zachować pozytywne wrażenie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!