Hawkwind - Blood Of The Earth

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageCzy możliwa jest jakakolwiek ocena dorobku fonograficznego grupy Hawkwind? Czy w jakikolwiek sposób można pokusić się o podsumowanie artystycznej drogi Dave’a Brocka? Odpowiedź jest jedna – nie można. Kapitan Brock, od czterdziestu lat dowodzący międzygalaktyczną jednostką o nazwie Hawkwind, bynajmniej nie zamierza zaprzestać penetracji wszechświata. Jest w znakomitej formie. On sam, jak i załoga jego statku. A jakiekolwiek rzeczowe podsumowania jego wędrówek, zapoznanie się ze wszystkimi jego zapiskami z podróży w formie dźwiękowej nie jest możliwe, gdyż sam „Kapitan Brock” stracił już dawno poczucie czasu. I sam nie jest w stanie kontrolować swojej kosmicznej dyskografii, tyle się tego uzbierało. Mój zbiór „dzienników z kosmicznych wypraw” Hawkwind liczy sobie 51 tytułów, nie licząc kilku kompilacji, a i tak mam wrażenie, że to chyba nie wszystko.

Są wśród nich albumy różnorakiej treści i jakości. Epickie „Warrior On The Edge Of Time” czy “Hall Of The Mountain Grill”, nowofalowe “Quark, Strangers And Charm”, ale także takie wynalazki, jak “It Is The Business Of The Future To Be Dangerous”. Kolekcja albumów Hawkwind jest zaiste przebogata, godna polecenia dla fanatyków tematyki „SF” i „fantasy” żądnych mocnych, nieziemskich wrażeń. W ubiegłym roku Dave Brock oddał nam kolejny tomik swoich muzycznych fantazji pt. „Blood Of The Earth”

Już słyszę te głosy niezadowolenia. Hawkwind? To oni jeszcze grają, a co ciekawego mogą jeszcze pokazać, co zagrać? Otóż, moi drodzy, nic bardziej mylnego. Takie myślenie w przypadku tej formacji traci rację bytu. Album „Blood Of The Earth” to nad wyraz udana pozycja zarówno w dyskografii Hawkwind, jak i wśród innych, ubiegłorocznych albumów.

Hawkwind AD 2010 brzmi świeżo, porywająco, intrygująco. Płyta „Blood Of The Earth” zachwyca swoistą mieszanką stylów, brzmień i przenikających przez siebie wzajemnie różnych odmian rockowej stylistyki. Począwszy od fusion, poprzez elementy post-punkowe, aż po eteryczny space-rock. Dominującą cechą niemal wszystkich dzieł Hawkwind jest spójność, zwarta całość, co powoduje płynność odbioru tej muzyki i daje wrażenie jednolitej, nierozerwalnej całości. Nie inaczej jest i tym razem.

Krążek otwiera kompozycja „Seahawks” balansująca na skraju improwizacji jazzowo-rockowej zanurzonej w psychodelicznym oceanie dźwięków. Po tym wstępie, jakże typowym dla gier fantasy czy filmów „SF”, wyłania się tytułowy utwór z płyty i już wiemy, że to Hawkwind. Dynamiczny, niemal punkowy rytm, suto zaprawiony kosmicznym „świergoleniem” syntezatorów nie pozwala się nudzić. Wciąga, jak zawsze, w tę swoistą wędrówkę po nieznanej galaktyce. Nie brakuje na tym krążku także ulotnej, eterycznej, pełnej bezkresnej przestrzeni utkanej światłem gwiazd, muzyki: „Green Machine” i „Sentinel”. Zespół zadbał o to, by zwrócić słuchaczy ich bliskim, w miarę niezmienionym stanie psychicznym po wstrząsie, jakiego mogą doznać podczas przebywania w kosmicznych czeluściach i zapewnił spokojne, miękkie lądowanie pod postacią „Starshine”. To po to, by pozostawić u uczestnika takiej kosmicznej eskapady chęć ponownego lotu w nieznane.

„Blood Of The Earth” ma kilka wydań. Dla chcących odfajkować kolejną pozycję w dyskografii Hawkwind jest podstawowa edycja w postaci krążka CD, zaś dla wielbicieli fantazji Dave’a Brocka i jego kolegów przygotowano podwójne wydawnictwo. Na jego drugim dysku, na tzw. deser, mamy fragment koncertu Hawkwind (tak na marginesie, tych koncertowych płyt zespół wydał chyba rekordową ilość), a także jeden dodatkowy utwór „Long Gone”. Ja, fanatyk brzmienia Hawkwind polecam dwupłytowe, winylowe wydawnictwo, z przepiękną, rozkładaną okładką, zawierającą całość materiału (bez części koncertowej) + koszulkę.

Nie wiem jak długo Dave Brock będzie jeszcze miał siłę penetrować muzyczne przestworza, odkrywać przed słuchaczami ten cały dźwiękowy kosmos. Zabierać nas na granice wszechświata. On sam tego nie wie, ale oby nagrywał jak najdłużej. Bez Hawkwind kosmos stanie się pusty i zimny, a tak jest wciąż nieodkrytą zagadką.

„Kosmos, ostatnia granica. Statek kosmiczny „Hawkwind”................”.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!