Gabriel, Peter - New Blood

Przemysław Stochmal

ImagePeter Gabriel lubi zaskakiwać swoich sympatyków w bardzo specyficzny sposób. Ostatnimi czasy jest może nieco bardziej systematyczny w fonograficznych premierach sygnowanych swoim nazwiskiem, niż jeszcze przed kilkoma laty, jednak z uporem maniaka wydaje… zupełnie co innego, aniżeli zapowiada. O regularnym, zawierającym całkowicie premierowe kompozycje następcy „Up”, od lat posiadającym tytuł „I/O”, wielu już mogło zapomnieć. Zamiast niego, jako pierwszy „znak życia” po latach płytowego milczenia Gabriel podarował fanom kooperacyjną kosmopolityczną kompilację „Big Blue Ball”. W zeszłym roku powrócił, znów bez „I/O”, ale ze „Scratch My Back” - zestawem według swojego pomysłu zinterpretowanych nagrań innych wykonawców, zagranych przy akompaniamencie orkiestry. I kiedy część coverowanych przezeń artystów miało „podrapać po plecach” samego Gabriela, proponując własne interpretacje jego utworów w ramach swoistego pendant, Mistrz wpadł na nowy pomysł.

Podczas gdy John Metcalfe, któremu Gabriel zawdzięcza orkiestrowe aranżacje utworów ze „Scratch My Back”, „przepisywał” na język orkiestry kompozycje wokalisty, jakie miały znaleźć się w setlistach promującej album trasy koncertowej, w głowie Gabriela zrodziła się idea stworzenia z części własnego repertuaru studyjnej płyty z udziałem orkiestry. Pomysł może dość sympatyczny, jednak niezbyt oryginalny i co najmniej kontrowersyjny z pewnego zasadniczego powodu – studyjna płyta „New Blood” na ryku pojawia się bowiem niemal równolegle z efektowną pamiątką filmową z jednego z koncertów z orkiestrą, na której znalazły się wszystkie (a nawet więcej!) utwory z omawianego albumu.

Próba wyjęcia „New Blood” z kontekstu wydawnictwa koncertowego i oceny go jako swoistego „Greatest Hits” artysty w orkiestrowym wydaniu, mimo wszystko również nie prowadzi do zbyt pochlebnych wniosków. Przede wszystkim aranżacje większości utworów wydają się po prostu zbyt mało atrakcyjne, czegoś im brakuje (zapewne właśnie elementu wizualnego…). Najbardziej trywialnie wypadają zwłaszcza te utwory, bez których nie obyłoby się żadne „The Best Of” – „Red Rain”, „Solsbury Hill”, „Digging In the Dirt”, „In Your Eyes”, czy „Don’t Give Up” (który zapada w pamięć właściwie jedynie dzięki bardzo specyficznemu głosowi Ane Brun). Cieszy fakt, że Gabriel pokusił się o powroty do nagrań z „Trójki” i „Czwórki”, jednak nie wszędzie jego wybór okazał się trafny – „The Rhythm of the Heat”, choć przez większość czasu trwania w nowej odsłonie radzi sobie nieźle, to jednak w oryginalnie wybitnie rytmicznym finale kompletnie się nie sprawdza, za sprawą orkiestry właśnie sypie się cała idea utworu.

Na szczęście są na tej płycie momenty, dzięki którym Gabrielowi (a może Metcalfe’owi?) można wybaczyć pewnego rodzaju powierzchowność, z jaką podszedł on do postawionego sobie zadania. „San Jacinto” i „Mercy Street” w wersji orkiestrowej wypadają naprawdę przepięknie, natomiast „Intruder” i „Darkness” zostały tak pieczołowicie opracowane, że w stu procentach sprawdzają się w wersji „na orkiestrę”, wraz z aranżacją samych linii wokalnych dosadnie eksponując swój demoniczny charakter.

Niestety, od ładnych kilku lat nie jestem w stanie rozgryźć planu artystycznego działania Gabriela, ani tym bardziej zrozumieć jego fonograficznych manewrów. Obfity fragment koncertu „New Blood”, jaki miałem okazję podziwiać w jednym z Multikin jeszcze przed premierą albumu studyjnego, zrobił na mnie olbrzymie wrażenie, do czego nawet skądinąd znakomite efekty 3D nie były niezbędne. To przepiękne, tradycyjnie wybujałe wizualnie show w moim przekonaniu jest w stanie ukoić zszargane nerwy wszystkich łaknących premierowych nagrań Mistrza. W przypadku „New Blood” jako studyjnej płyty jest niestety zupełnie odwrotnie. Pod niemal każdym względem sprawia ona wrażenie, że Gabriel ostatecznie przekroczył dopuszczalną granicę, za którą dla wielu jego wyznawców tego typu ruchy nie są niczym innym, jak zwykłym wyciąganiem pieniędzy.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!