Na samym początku dwa słowa o szacie graficznej. Okładka i tytuł najnowszej płyty sopockiego Hell-Born jednoznaczne wskazują, że wesoło nie będzie, tudzież tytuły utworów - "In Satan We Trust", "Dead Don't Preach", "Hellfire" – mówią wszystko. Nie od dziś wiadomo, że jeśli chodzi o wizjonerskie podejście do treści pozamuzycznych, zespół nie schodzi z dawno wytyczonej drogi "zaangażowanego" metalu.
Na płycie mamy do czynienia z całkiem ciekawą, konsekwentną muzyką zagraną z prawdziwym charakterem. Sami muzycy zespołu jasno definiują swój styl jako "pure fucking metal!", co może zbyt wyrafinowanym stwierdzeniem nie jest, ale ciężko się z nim nie zgodzić. "Darkness" zawiera dziewięć utworów z pogranicza death i black metalu w większości utrzymanych w średnich tempach. Wirtuozerii brak, koronkowych solówek czy chwytliwych refrenów niestety też. Znajdziemy za to ciemne, surowe, ciężkie brzmienia gitar i złowieszczy, zachrypnięty, a przy tym wyrazisty wokal. Nie ma tu jednak ani krzty sztuczności, udawania czy robienia czegoś na siłę. Wszystko wydaje się dobrze przemyślane i autentyczne. Z drugiej strony, ta stylistyczna jednorodność pod koniec słuchania albumu zaczyna nużyć. Brakuje tego czegoś, co nie pozwoliłoby oderwać się od słuchania tego materiału w całości. To przyzwoita płyta. Jednak uważam, że brakuje jej tego pierwiastka "komercyjności" i melodyjności, który pozwoliłby wypłynąć grupie Hell-Born na szersze wody. Natomiast muzycznie osobiście troszkę bardziej osadziłbym ten materiał nieco w cięższym brzmieniu, by było jeszcze bardziej czarcio i kopytnie...