Zespół D’AccorD tworzą: Stig Are S(o)und grający na gitarach, Årstein "Yearstone" Tislevoll i Frederik Horn na instrumentach klawiszowych, Bjarje Rossehaug na perkusji, Martin Sjöen na gitarze basowej oraz Daniel Måge udzielający swojego głosu oraz grający na flecie. Grupa niedawno podpisała kontrakt z wytwórnią Karisma Records i obecnie posiada jej pełne wsparcie w dystrybucji swoich wydawnictw.
Norweska progresywna nuta prezentowana przez zespół D’accorD w postaci krążka pt. „Helike” to dwie suity, trwające po około 20 minut każda. Jest to album koncepcyjny opowiadający o zaginionym świecie Atlantydy. To drugie wydawnictwo tej grupy. Poprzednie zostało wydane w 2009 roku i nosiło po prostu tytuł „D’AccorD”, a jego małoleksykonową recenzję można przeczytać pod tym linkiem.
Zespół i jego muzyka gdzieś tam krąży wokół starej szkoły progresywno-artrockowej. Słychać w niej wpływy Genesis, King Crimson, Pink Floyd czy na przykład Jethro Tull. D’AccorD jest na tym albumie ambitny i odważny. Jednak dla mnie osobiście ta produkcja to przytłaczająca nuda, w której dostrzegam jedynie mikrocząsteczki życia, faktycznie mnie usypia tworząc niewygodny podkład pod bazę snu. Słuchając tego albumu ma się wrażenie jakby jego odbiór był właściwy tylko dla konkretnych melomanów czy fanów grupy. Normalnie to musiałbym się mocno zmęczyć, a może wtedy jakieś dźwięki przedarłyby się do mojej świadomości z aprobatą. Podejrzewam, że na pewno nie wszystkie. Pierwsza część płyty nudzi mnie swoją progresywno-rockową koturnowością i sztampowością. Nic nowego. Nic odkrywczego. Schemat goni schemat. Przejdźmy teraz do drugiej części tego albumu. Możemy tam usłyszeć nawet saksofon, trochę jazzowo ordynarny, ale ciekawy. Jest niby lepiej, ale w sumie niekoniecznie ciekawiej.
Zespół prezentuje nam na tej płycie brzmienie archaiczne, z lat świetności gatunku. Ogólnie album przynudza i nie zachwyca niczym. Przepłynął przez palce, był i skończył się.