Ozric Tentacles - Paper Monkeys

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageNigdy nie kryłem mojej słabości do brzmienia kreowanego przez Eda Wynne i jego nieśmiertelnej formacji Ozric Tentacles. Od momentu poznania ich kultowego albumu „Jurassic Shift”, a było to późnym latem 1993 r., zostałem zaczarowany przez niespotykane do tej pory dźwięki, a raczej przez niezwykle inteligentne połączenie wielu gatunków muzyki. Intrygujące, składające się z wielu płaszczyzn brzmienie instrumentów klawiszowych, unikalna wręcz gitara, urzekające, lekko bujające słuchacza pochody basu i perkusji. Z jednej strony echa muzyki Tangerine Dream, Hawkwind, a z drugiej daabowe rytmy, zapach reggae i nałożona na to wszystko gitarowa ekwilibrystyka. Kompozycje wielowątkowe, nie liczące się z narzuconymi, sztywnymi normami czasu piosenki radiowej. Nic więc dziwnego, że na rockowym firmamencie gwiazda Ozric Tentacles zalśniła bardzo intensywnie, jasno i ostro. Kiedy pewną sierpniową nocą grałem zupełnie nieznaną mi wymienioną wyżej płytę, czułem, że będzie to zespół ze wszech miar oryginalny, wyjątkowy, że będzie stanowił w pewnym sensie bufor dla różnych dziwnych klimatów pojawiających się w szeroko pojętej muzyce rockowej. Okazało się, iż to swego rodzaju katalizator w sytuacji, gdy w nadmiarze propozycji można się zagubić.

Fenomen Ozric Tentacles to także ciągle zachowywana świeżość dźwięku, mimo iż spotkałem się z zarzutem, że można mieć jedną płytę zespołu i reszta brzmi tak samo, dlatego nie jest godna poznania, ani uwagi. To niebywałe, ale właśnie ta pozorna monotonność brzmienia, powtarzalność, swoista przewidywalność pomysłów, jakie zespół może użyć na każdej swojej nowej płycie, wydobycie kilku patentów z bogatego arsenału swoich dotychczasowych brzmieniowych i aranżacyjnych osiągnięć, to osobliwe skostnienie formy stało się znakiem rozpoznawczym grupy – czymś w rodzaju autografu, znaku towarowego. I po bez mała dwudziestu pięciu latach intensywnej działalności muzyka Ozric Tentacles nadal wprawia w osłupienie, zachwyt, zdumienie, niemal hipnotyzuje słuchacza, zaczarowując go, kradnąc jego serce na zawsze. Tak stało się ze mną i wiem, że nie tylko ja zostałem trafiony „mackami Ozyrysa”. Medycyna zna kilka takich przypadków.

Nie inaczej stało się i w tym roku, po wydaniu chyba 28. albumu – Paper Monkeys. Jeżeli podałem złą liczbę, to przepraszam, ale tylu albumów Ozrica dopatrzyłem się na swojej półce. To nad wyraz udana płyta. Muzyka na nim zawarta jest odzwierciedleniem tego, o czym już napisałem wcześniej. To energetyczna, bardzo emocjonalna dawka elektronicznego rocka, z dużą ilością orientalnych przypraw, soczystej gitary, kołyszącego, daabowego rytmu. Raz po raz ta grana z matematyczną precyzją muzyka łamana jest jakąś przemyślaną improwizacją. Pojawiają się tu i ówdzie dźwięki bębenków, jak gdyby nagrane przy ognisku i wykonywane przez amazońskich autochtonów. To krystalicznie czyste, przejrzyste, klarowne brzmienie ozdabiane jest tu i ówdzie tajemniczymi odgłosami mrocznej dżungli, śpiewem nieznanych mi gatunków ptaków. Jest energetycznie, a jednocześnie tajemniczo i momentami mrocznie. Krótko mówiąc – hipnotycznie i zniewalająco. Ta muzyka aż prosi się o to, by ozdobić ją dymem z fajki lub lufki, by wtłoczyć w płuca ciepły, słodkawy dym, by rytuał się dopełnił.

Nie wiem, czy jest sens pisać o poszczególnych utworach, gdyż płyty Ozric Tentacles zawsze odbieram całościowo, jednak wyróżniłbym tutaj utwór tytułowy „Paper Monkeys”, a także „Lemon Kush”, „Flying Machines”, „Plowm” i „Lost In The Sky”. W całości słucha się tego wybornie. Słuchając tej muzyki naprawdę można oderwać się od codziennych problemów, słupków, wykresów, wzrostów i spadków, kryzysów i w ogóle od wszystkiego.

Ozric Tentacles to obecnie bardziej biznes rodzinny niż, jak to drzewiej bywało, komuna hipisowska. Obecnie tworzą tę legendę hippie prog rocka: Ed Wynne – gitara, klawisze, samplery; Brandi Wynne (żona Eda) – gitara basowa; Silas Neptune Wynne – klawisze, samplery i Ollie Seagle – perkusja. Warto zwrócić też uwagę na realizację i produkcję albumu. Ten materiał brzmi doskonale. Realizacja zadowoli nawet najbardziej wybrednego słuchacza, wrażliwego na piękno i subtelność dźwięku. Samo wydanie albumu jest też iście kolekcjonerskie. Piękne grafiki, twardy digipack, słowem – cacuszko.

Byłem na dwóch koncertach Ozric Tentacles: w Polsce na trzeciej edycji Ino-Rock Festival, ale także na Burg Herzberg Festival w 2005 r. To był niezapomniany wieczór, tam w Niemczech. Pamiętam każdy szczegół tamtego koncertu, całą tracklistę. Pamięć o tamtym występie będzie ze mną już na zawsze.

Polecam ten najnowszy album tym, którzy czasem pragną zupełnie innych doznań. Jeżeli chcecie odbyć podróż w głąb własnej świadomości, wyobraźni, polecam muzykę Ozric Tentacles. Jest jak lekarstwo na wszystkie dolegliwości, między innymi na grudniowy brak słonecznego światła. Paleta kolorów, intensywnych, soczystych barw, jakie maluje swym muzycznym pędzlem Ozric Tentacles, rozświetli najbardziej smutny i ciemny zakątek waszej duszy, a na buzi wymaluje szeroki, szczery, ciepły uśmiech.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!