Death metalowy nokaut? Czyżby? W każdym razie, to dobra płyta, która naprawdę może się podobać. Ale zacznijmy od początku. Skład grupy Masachist jest bardzo interesujący, wręcz "masochistyczny". 9 numerów i tylko 32 minuty muzyki (ciut maławo). Ogólnie, dla wszystkich maniaków death metalowych brzmień jest to pozycja niemożliwa do przeoczenia, bo to kawał ekstremalnej jazdy w tempach średnich i szybkich. Klasa sama w sobie. Wokal Piga z Decapitated robi wrażenie. Doskonale znamy jego poczynania. Oczywiście prezentuje się tutaj bez zmian. W jego głosie jest kop, jest ryk, jest tempo.
Sam skład zespołu (tworzą go muzycy związani z Dimmu Borgir, Azarath, Rootwater, Shadow’s Land i Vesanii) wyznacza już niezwykle szeroki zakres możliwości tej produkcji, a dokładając do tego mieszankę pomysłów osobowości tworzących na co dzień zespoły Daray, Thrufel, Pig, Heinrich i Aro, otrzymujemy bardzo dobry markowy produkt. Produkt krajowy całkiem dobrze wyprodukowany i śmiało certyfikowany na inne kraje. Ciekawi mnie, czy zabieg nagrania drugiego krążka Masachist dojdzie do skutku, czy „Death March Fury” będzie tylko raczej jednopłytowym wybrykiem wspomnianych jegomości wywodzących się ze swoich szacownych macierzystych kapel?